Katalog

Hanna Barczak
Język polski, Artykuły

Polacy nie gęsi i swój język mają?

- n +

"Polacy nie gęsi i swój język mają?"

W ostatnich latach bardzo zauważalnym zjawiskiem jest proces postępującego ubożenia języka uczniów. Wynika to z pewnością z różnych powodów. Przede wszystkim wiele młodych osób za rzadko sięga po książki. Postępująca technicyzacja i komputeryzacja życia, łatwy dostęp do wszelkiego typu informacji powodują, że dla dużej grupy młodzieży czas spędzony nad lekturą wydaje się być czasem straconym. W kilku pracach tegorocznych czwartoklasistów, których temat brzmiał: "Zachęć swojego rówieśnika do sięgnięcia po wybrane przez Ciebie dzieła literackie różnych epok" przeczytałam, że czytanie jest zajęciem niezwykle czasochłonnym i nudnym. Po co czytać opasłe tomiska, skoro w Internecie bez problemu znaleźć można, jak powszechnie wiadomo, nie tylko streszczenia utworów i ich omówienia, ale również gotowe wypracowania, wykorzystujące znajomość tych właśnie tekstów. Także tak bardzo popularne ściągi dla licealistów z pewnością nie zachęcają do samodzielnej lektury. Skoro bowiem wszystko jest gotowe i "podane na tacy", po co jeszcze czegokolwiek szukać. Pomijam oczywiście fakt, iż te tzw. pomoce dla uczniów tylko mącą im w głowach, przekazując informacje niepełne, nasycone błędami wszelkiego typu. Tych jednak przeciętny uczeń nie wychwyci, bo skąd ma wiedzieć, że tytuł utworu Tadeusza Różewicza nie brzmi; "Nić w płaszczu profesora", tylko: "Nic w płaszczu Prospera", skoro nigdy nie zetknął się z tym tekstem.

Uczniowie, pisząc w domu pracę na komputerze, nie muszą myśleć o ortografii, bo komputer sam podkreśli błędy i pokaże właściwą formę. Także środki masowego przekazu robią "złą robotę". Niedouczeni dziennikarze utrwalają w świadomości społecznej niepoprawne formy wyrazów, których używają. Tak więc w głowach przeciętnego widza, radiosłuchacza czy czytelnika prasy zakorzeniają się takie nowotwory, jak:
- osoba numer jeden- zamiast: najważniejsza osoba,
- dzień dzisiejszy- zamiast: dzisiaj,
- oddziaływują - zamiast: oddziaływają lub oddziałują,
- zejść na dół - zamiast: zejść (nie da się przecież zejść do góry),
- miesiąc marzec - zamiast po prostu: marzec.

Media zalewają głowy odbiorców bezsensownie brzmiącymi konstrukcjami, jak: "tylko i wyłącznie", "większa połowa", "cofać się do tyłu", "wrócić z powrotem". Z jednej strony biedny uczeń jest atakowany pustosłowiem języka mediów, z drugiej zaś przejmuje wyrazy i zwroty pochodzące z popularnych reklam. A zatem mówimy: "biznes plan" zamiast: plan biznesowy, płacimy "kredyt kartą", a nie: kartą kredytową, jeśli sprzedajemy szyby samochodowe, ogłaszamy, iż u nas można kupić: "auto szyby", a gdy jesteśmy biznesmenami- oczywiście posługujemy się: biznes kartą, nie zaś: karta biznesową.

Za wszelką cenę dążymy do uproszczenia języka. Tempo życia narzuca nam ekonomizację konstrukcji składniowych, skrótowość myśli, a co za tym idzie, oszczędność środków wyrazu. Tak więc bardzo często młodzi ludzie przy pożegnaniu ze znajomymi mówią: "nara!" zamiast: na razie. Spokojnego, sympatycznego człowieka określają jako "spoko gościa". Oczywiście, mając pełną świadomość istnienia gwary uczniowskiej, pokornie chylę głowę przed: "waksami" (wagary), "kichą" (określającą jakieś niepowodzenie) i "kiblowaniem" (powtarzanie roku), no bo przecież ani na chwilę nie zamierzam niszczyć funkcjonującej od lat tradycji językowej, w której z resztą nie ma nic złego. Po czasie bowiem wyrasta się z niej jak z za ciasnego sweterka i przyjmuje się konwencję języka ogólnopolskiego. Jednak moja wrażliwość estetyczna nie pozwala mi zaakceptować takich form, jak:
- "Peksy"- zamiast PKS,
- "być w okeju" (być "w porządku"),
- "zostać zhaltowanym" ( zostać zatrzymanym np. przez policję).

Tego typu wyrazy i konstrukcje nie tylko zanieczyszczają język, ale doprowadzają do jego znacznego zubożenia poprzez wulgaryzację lub tworzenie niejasnych zwrotów tchnących sztucznością.

Niepokojącym zjawiskiem wydaje się być zaśmiecanie mowy ojczystej zwrotami pochodzącymi z języków obcych. Nikt oczywiście nie będzie miał pretensji o używanie słów dawno wrosłych do polszczyzny, które w pełni się z nią zasymilowały ( jak: pilot, radio, rakieta, komputer czy telefon). Nie ma też sensu podważanie sensowności używania wyrazów niemających w języku polskim lepszych odpowiedników. Komu chciałoby się mówić, że wyjeżdża w góry na koniec tygodnia, skoro może po prostu stwierdzić, iż jedzie na weekend. Łatwiej powiedzieć, że kupiło się motor, niż że kupiło się dwukołowy pojazd silnikowy z kierownicą. Zdecydowanie prościej wyjść na spacer z walkmanem, niż iść na spacer z małym przenośnym magnetofonem zasilanym bateriami i posiadającym słuchawki. Z tym wszystkim zgadzam się bez buntu. Natomiast nie jestem w stanie przyjąć tego, że wielu młodych Polaków zamiast drugiego śniadania je lunch, a jeśli kogoś lubi, nazywa go "cool gościem". Stare dobre OK. budzi we mnie tylko pozytywne emocje, ale konstrukcja: "być w okeju" (w sensie: "być w porządku") rani mój słuch jak ostrze brzytwy. Podobnie jest ze zwrotem: "dzięki za help" (oznaczające podziękowanie za pomoc), przy słowie "zhaltować" (zatrzymać), włos jeży nam się na głowie. Zaznaczę od razu, iż nie jestem purystą językowym. Bez problemu uznaję konstrukcje: "z wielkiej litery" zamiast: wielką literą, "wiodące pismo" zamiast najważniejsze pismo. Udaję, iż nie słyszę sformułowania: "w dwutysięcznym drugim roku" zamiast: w roku dwa tysiące drugim, ale przy stwierdzeniu: "w każdym bądź razie" lub w nowszej wersji: "w każdym mąć razie", zawsze zastanawiam się, czym owo "bądź" czy "mąć" jest i jaka jest celowość jego użycia. Oczywiście niezaprzeczalną sprawą wydaje się być fakt, iż wszystkie opisane powyżej zjawiska dotyczą języka wielu Polaków, nie ograniczając się jedynie do mowy uczniów. Ja jednak odwołałam się tylko do tej ostatniej, gdyż po kilkunastu latach pracy w szkole średniej mam pełną świadomość, że właśnie w tym środowisku wszystkie opisane powyżej zjawiska są bardzo nasilone. Uczeń, oszczędzając czas, nie tylko sięga po złe konstrukcje, zapożycza słowa z innych języków, ale także przejmuje błędne słownictwo lansowane przez środki masowego przekazu. Przyczynia się tym samym do ogromnego zubożenia polszczyzny. Czytając wypracowanie przeciętnego licealisty, nauczyciel tonie w gąszczu pustosłowia, powtórzeń i "nowotworów" językowych. No bo jak brzmiałyby np. następujące zdania, wypowiedziane przez ucznia szkoły średniej: "Janek był człowiekiem sympatycznym. Po zjedzeniu drugiego śniadania udał się motorem do swego dziadka. Jednak jechał trochę za szybko, więc zatrzymała go policja". Oto przypuszczalna wersja:" Janek był cool gościem. Po zjedzeniu lunchu udał się motorem do swego dziadka. Jednak jechał trochę za szybko, więc zhaltowała go policja".

Jak widać z powyższych przykładów, mowa ojczysta narażona jest na liczne ataki z wielu stron. Co zatem robić, by ratować ją przed zaśmiecaniem, wulgaryzacją, sztucznością konstrukcji, zalewem obcych słów? Co robić, aby przeciętny Polak, w tym oczywiście uczeń szkoły średniej, mówił poprawnie, miał tzw. świadomość językową i czuł potrzebę posługiwania się językiem polskim w sposób właściwy, zgodny z regułami gramatycznymi? Wydaje się, iż wielka odpowiedzialność spoczywa na polonistach. To właśnie oni mają stale uświadamiać swoim wychowankom, iż poprawne mówienie jest niezwykle ważne dla zachowania naszej narodowej tożsamości. Nauczyciele powinni nie tylko zachęcać do sięgania po lektury, ale także po inne dzieła należące do literatury pięknej. Warto wskazywać przede wszystkim takie pozycje, które poruszają tematy ważne dla współczesnego młodego człowieka. Omawianiu ich można od czasu do czasu poświęcić lekcję języka polskiego. Uczeń widząc, iż jego polonista potrafi z nim rozmawiać nie tylko o lekturach, nabierze do niego większego zaufania i prawdopodobnie chętniej sięgnie po kolejne wskazane przez nauczyciela pozycje. Sprawą wiadomą jest fakt, iż każdy kontakt z książką wzbogaca nasz język, utrwala pewne zwroty i konstrukcje, które możemy później wykorzystywać w codziennym życiu. Warto zatem również przeprowadzać lekcje praktyczne, na których uczniowie będą wskazywali błędy językowe w podanych tekstach, a następnie próbowali je korygować i wspólnie z polonistą wyjaśniać przyczyny ich powstania. Tego typu działania wyrobią w młodych ludziach pewne nawyki językowe, a one są podstawą do własnych poszukiwań. Nie martwmy się przy tym, że poświęcając kilka lekcji w semestrze ćwiczeniom językowym, nie zdążymy zrealizować programu. Jak wiadomo, jest on obecnie dość plastyczny i daje spore możliwości wyboru. Ważne jest przede wszystkim to, aby człowiek kończący szkołę mówił poprawnie, widział potrzebę wzbogacania swej mowy poprzez częste sięganie po dzieła literackie, słowniki oraz by wiedział, gdzie może zajrzeć, aby wyjaśniać swe wątpliwości. Z własnej praktyki wiem, że uczniowie chcą pięknie mówić, często wstydzą się popełnianych przez siebie błędów, ale nie zawsze potrafią wytłumaczyć, na czym polega ich istota. Dlatego też co najmniej dwa razy w miesiącu przeprowadzam lekcje językowe, polegające na praktycznych ćwiczeniach z konkretnymi tekstami. Cieszą się one nie tylko dużym zainteresowaniem moich podopiecznych, ale przede wszystkim przynoszą dobre rezultaty. Młodzi ludzie starają się coraz lepiej mówić, zwracają większą uwagę na poprawność konstruowanych przez siebie wypowiedzi i mają świadomość konieczności własnych językowych poszukiwań.

Opracowanie:
Agnieszka Marek-Winiarska

Wyświetleń: 2052


Uwaga! Wszystkie materiały opublikowane na stronach Profesor.pl są chronione prawem autorskim, publikowanie bez pisemnej zgody firmy Edgard zabronione.