Katalog Alicja Ratajczak Lekcja wychowawcza, Artykuły "Kartoflany Mikołaj" (godzina wychowawcza inaczej)"Kartoflany Mikołaj" (godzina wychowawcza inaczej)Klasa II Publicznego Gimnazjum, której jestem wychowawczynią wzięła jak w roku ubiegłym udział w wykopkach ziemniaków u jednego z rodziców ucznia. Pieniądze, które zarobiliśmy miały być przeznaczone na dofinansowanie wycieczki. Była piękna jesienna pogoda więc na miejsce udaliśmy się pieszo, ponieważ znajdowało się ono nie aż tak daleko od naszej szkoły. Do pracy zabraliśmy się pełni zapału i entuzjazmu. Pole wydawało się nieduże. Mieliśmy nadzieję, że ze zbiorem uporamy się bardzo szybko. Po pierwszych dwóch godzinach jeszcze nikt nie czuł zmęczenia. Zaczęliśmy je odczuwać dopiero około południa. Wtedy też gospodarz zarządził krótką przerwę na śniadanie, które wszyscy zjedli z wielkim apetytem. Do pracy nie bardzo chciało się już wracać. Niektórzy próbowali nawet ukryć się w krzakach. Bolały ręce, nogi, a w ustach i we włosach było pełno piasku. Trzeba jednak było się podnieść. Opętani lenistwem zaczęli ponowne zbieranie. Od czasu do czasu jakiś dowcipniś rzucił ziemniakiem, a nawet postraszył myszą. Kilka osób zaczęło zbierać na kolanach. Słońce przygrzewało coraz mocniej, a do końca było daleko. Gospodarz chodził jak ekonom, chociaż bez bata, wygrzebując ziemniaki zakopane przez tych "solidnych". Dziewczyny tęsknym wzrokiem spoglądały na przyczepę, na której praktykanci z Technikum Rolniczego odbierali pełne kosze z ziemniakami. Dobrnęliśmy w końcu do mety. Żona gospodarza przywiozła obiad; super bigos, ziemniaki, napoje i ciasto. Po obiedzie, dowiedzieliśmy się, że trzeba przejść jeszcze raz i pozbierać ,,po bronach". To było najgorsze. Szli pomstując i obiecując, że to ostatni raz, że już nigdy, przenigdy, za żadne pieniądze nie pójdą na wykopki (to samo mówili rok temu). Niektórzy ,,grozili", że jutro nie przyjdą do szkoły. Przyszli wszyscy i stwierdzili, że to bardzo ciężka praca, a pieniądze nie takie wielkie. Co bystrzejsi szybko przeliczyli ile wypada na osobę, oczywiście mnie nie brano w ogóle pod uwagę, chociaż zbierałam na równi z nimi. Uważali, że to mój obowiązek. Zwróciłam im uwagę, że jest błąd w rachunkach, ponieważ pomylili się o jedną osobę. Byli zdumieni ale nie oponowali. Wtedy też zaproponowałam, żeby te pieniądze przeznaczyć na paczki z okazji Mikołaja dla dzieci specjalnej troski ze Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w naszym mieście (tak zwanej piątki, do której ciągle się wszyscy nawzajem wysyłają, posługując się bardzo dosadnymi określeniami typu "korki, downy, czubki, debile" itp.). Zdumienie ich było jeszcze większe ale zgodzili się jednogłośnie. Byłam jednak bardzo zaniepokojona. Bałam się jak wypadnie ta konfrontacja, z chorymi przecież dziećmi, które jak wiedziałam, w ich dziwnym mniemaniu były też chuliganami i "psycholami".Rodzice, kiedy ich poinformowałam o naszym zamierzeniu byli zachwyceni, chociaż nie dowierzali, że ich dzieci tak chętnie na to przystały. Mikołaj wypadał w piątek, w poniedziałek na godzinę wychowawczą przynieśli przygotowane przez siebie paczki. W klasie czuło się już atmosferę Bożego Narodzenia. Jeszcze im nie dowierzałam, zaproponowałam, żeby sprawdzili czy paczki jednakowe, ponieważ inaczej dzieciom byłoby przykro. Nadszedł dzień Świętego Mikołaja, w pokoju nauczycielskim ktoś stwierdził, że jestem odważna wybierając się z moją klasą na to spotkanie. Pełna obaw, niepokoju o ich zachowanie i reakcje, oni podnieceni, żądni chyba sensacji, ledwo za nimi nadążałam. Kiedy dotarliśmy na miejsce podzieliłam ich na trzy grupy. Z jedną z nich weszłam do "klasy życia". Jeszcze dzisiaj widzę ich wielkie zdumione oczy, pobladłe twarze i jakby wymuszony uśmiech, kiedy wręczali paczki jeszcze bardziej zdumionym dzieciom, u których nie było jeszcze Świętego Mikołaja. Słyszę też słowa Pani dyrektor SOSW, która dziękując za tak wspaniały gest, ze łzami w oczach mówi, że są jeszcze jednak dobre i czułe dzieci. Wyszłam na końcu, klasa w milczeniu czekała na mnie przed szkołą. Nie było żadnych komentarzy na temat wyglądu dzieci. W tej absolutnej prawie ciszy usłyszałam głos jednej z uczennic: "Proszę pani ja, nie wiedziałam, że my mamy tak dobrze. Cieszmy się z tego co mamy!" Ktoś dodał: "Powiedz swojemu tacie, że w przyszłym roku też przyjdziemy na wykopki, żeby zarobić na paczki". Łza zakręciła mi się w oku. To była moja najlepiej przeprowadzona godzina wychowawcza. Nie słyszę już żadnych wcześniejszych wyzwisk. OBIECALI TEŻ, ŻE WSZYSCY WEZMĄ UDZIAŁ W WIELKIEJ ORKIESTRZE ŚWIĄTECZNEJ POMOCY. Co też zrobili. Opracowanie: mgr Alicja Ratajczak Wyświetleń: 2302
Uwaga! Wszystkie materiały opublikowane na stronach Profesor.pl są chronione prawem autorskim, publikowanie bez pisemnej zgody firmy Edgard zabronione. |