Katalog

Alicja Omiotek, Katarzyna Słonecka-Jóźwi
Różne, Artykuły

Zapiski z Polesia

- n +

Zapiski z Polesia

"Polesie czar - to dzikie knieje i moczary
Polesia czar to wichrów smutny jęk."

Tak zaczyna się popularna piosenka o tym jedynym w swoim rodzaju regionie dawnych polskich kresów jakim jest Polesie.

Niedawno mielimy okazję przekonać się, że Polesia czar to nie tylko knieje i moczary, których zresztą niewiele już zostało, ale przede wszystkim ludzie, ich serdeczność, gościnność i działania przekraczające niejednokrotnie granice realizmu i zdrowego rozsądku.

W dniach 23.08 - 29.08.2002r. przebywaliśmy w Pińsku prowadząc z ramienia Fundacji Pomocy Szkołom Polskim na Wschodzie kursy dokształcające dla młodzieży uczących się języka polskiego i historii Polski. Wielkim zaskoczeniem było dla nas duże zainteresowanie tymi kursami zarówno wśród młodzieży jak i nauczycieli. Na zajęcia mimo wakacji, przychodziła nie tylko młodzież, ale również nauczyciele, a nawet pracownicy innych instytucji. Zdumiewała nas obecność pewnej kobiety, która przychodził na zajęcia z małym dzieckiem, chociaż nie miała żadnego obowiązku uczestniczenia w kursie. Nie jest nauczycielką, nie jest nawet Polką, ale interesuje się historią Polskie i chce się uczyć języka polskiego. Takich dowodów zainteresowania kulturą polską mieliśmy znacznie więcej; chociażby obecność miejscowej telewizji w dniu rozpoczęcia zajęć, prośby nauczycieli o książki polskie, mapy i inne materiały metodyczne, czy też starania o przywrócenie pierwotnego wyglądu dawno zapomnianym przydrożnym krzyżom i kapliczkom. Wieczorami natomiast słuchaliśmy opowieści o dramatycznych losach Polaków z Pińska i okolic. Czytaliśmy wspomnienia jednego z członków Armii Krajowej, którego losy wojenne rzuciły do Anglii. Miał tam rodzinę, ale gnany tęsknotą do kraju wrócił pod koniec lat czterdziestych do rodzinnego Pińska po to, by za kilka dni być aresztowanym i skazanym na 10 lat łagrów. Po powrocie z zesłania udało mu się przyjechać do Polski. Osiedlił się w Warszawie, doczekał spokojnej starości, a teraz chce sprzedać mieszkanie w Warszawie i zamieszkać w Pińsku. Logiki w tym nie ma, ale jest miłość do "kraju lat dziecinnych", której my kandydaci do Unii Europejskiej pewnie nie zrozumiemy.

Na Polesiu czas się zatrzymał. Kiedy patrzyliśmy na leniwie płynące wody Prypeci, Piny czy Jasiołdy i słuchaliśmy przy tym pana Wiktora Mostka, który niczym bohater z powieści Rodziewiczówny potrafił godzinami opowiadać rzeczy dziwne i straszne albo łamiącym się ze wzruszenia głosem recytować z pamięci obszerne fragmenty "Pana Tadeusza", byliśmy przekonani, że pamięć o Tej co nie zginęła jest na Polesiu wciąż żywa, że słowo patriotyzm nie jest jeszcze słowem wstydliwym.

Największe wrażenie zrobiło jednak na nas podczas pobytu na Polesiu spotkanie z ks. Mirosławem Żłobińskim w Łahiszynie. Łahiszyn to niewielka miejscowość położona 28 km. na północ do Pińska. W Łahiszynie podobnie jak w innych kresowych miasteczkach sąsiadują ze sobą od wieków kościół katolicki i cerkiew prawosławna. W łahiszyńskim kościele znajduje się słynny w całym Polesiu cudowny obraz Matki Boskie Łahiszyńskiej - przedmiot sporu między katolikami, a prawosławnymi. To siedemnastowieczne dzieło nieznanego artysty ma swoją burzliwą historię. Wszystko zaczęło się w czasie "potopu szwedzkiego", kiedy to obraz cudem uniknął grabieży, potem w równie cudowny sposób ocalał od pożaru, a potem podzielił los świątyni, która po powstaniu styczniowym przeszła w ręce prawosławnych. Kiedy obraz znajdował się w cerkwi, katolicy przychodzili modlić się do Niej - swojej Królowej Polesia, a kiedy w 1938r. obraz znalazł się w świątyni katolickiej, przychodzą do niego prawosławni. Ksiądz M. Żłobiński - orionista, gospodaruje w łahiszyńskiej parafii od 12 lat. Wyremontował kościół, uporządkował jego otoczenie. Obraz zawiózł do Mińska do konserwatora, następnie doprowadził do jego uroczystej koronacji. Mszę świętą koronacyjną celebrował powszechnie szanowany, były więzień Workuty, ks. Kardynał Kazimierz Świątek. W uroczystości brali udział zarówno katolicy jak i prawosławni. Nie jest to jedyny przykład łahiszyńskiego ekumenizmu. Wiosną tego roku odbywa się tam inna uroczystość, poświęcenie nowo wybudowanego szpitala. Na prośbę dyr. szpitala przygotowaniem uroczystości zajął się ks. Mirosław. To on "dogadał się" z miejscowym "batiuszką" i o określonej godzinie po oddzielnych nabożeństwach w kościele i cerkwi z placu pomiędzy świątyniami wyruszył w stronę szpitala wspólna procesja z dwoma krzyżami - katolickim i prawosławnym. Procesję prowadził idąc zgonie obok siebie pop i ksiądz Mirosław, a wierni katoliccy i prawosławni śpiewali pieśń do Matki Boskiej Łahiszyńskiej ułożoną niegdyś przez miejscowego, ludowego poetą. Rzadki to chyba przypadek takiej tolerancji i pojednania między katolikami, a prawosławnymi.

Dzieło ekumenizmu to jedna strona duszpasterskiej działalności ks. Mirosława. Sporo czasu zajmuje mu również dzieło miłosierdzia. To wynika zresztą z reguły zakonnej orjonistów. Ks. Mirosław postanowił wybudować w Łahiszynie Dom Miłosierdzia, w którym znaleźliby schronienie ludzie starzy, samotni, bezdomni, niezależnie od narodowości i wyznania. Zrealizowanie takiego pomysłu na Białorusi graniczy prawie z cudem, ale ks. Mirosław dokonał tego cudu. Ściany tego domu już stoją i ks. Mirosław ma nadzieję, że z Bożą pomocą stanie wkrótce dach. Dom sprawia imponujące wrażenie i świadomość, że finansowany jest przez ludzi dobrej woli, których ks. Mirosław gdzieś tam znajduje, budzi podziw dla takiego skromnego, zawsze uśmiechniętego kapłana. To o takich jak on myślał zapewne Adam Mickiewicz kiedy pisał "mierz siły na zamiary, nie zamiar podług sił". Zadanie, którego się ks. Mirosław podjął wydaje się być w tym kraju i w tym czasie niezbyt racjonalne. Ale przecież dzięki takim "szalonym" pomysłom rodzi się postęp. Tylko tacy jak ks. Mirosław mogą ruszyć z posad bryłę świata i zmienić go na lepsze. Pozostaje tylko dziękować Bożej Opatrzności, że są jeszcze tacy zapaleńcy.

Opracowanie: mgr Alicja Omioitek, mgr Katarzyna Słoneczka - Jóźwiak

Wyświetleń: 784


Uwaga! Wszystkie materiały opublikowane na stronach Profesor.pl są chronione prawem autorskim, publikowanie bez pisemnej zgody firmy Edgard zabronione.