Katalog

Tomasz Dyrdek, 2010-11-22
Katowice

Historia, Referaty

Sztuka oblężnicza Rzymian w końcowej fazie wojny galijskiej.

- n +

Każdy historyk oraz pasjonat tej dyscypliny nauki wie, czym była Alezja. Symbolem upadku Galii, jej zniewolenia czy też miejscem doniosłego triumfu Gajusza Juliusza Cezara. Ale jest to także bitwa, w której rzymskie legiony zaprezentowały niespotykaną dotąd, mistrzowską umiejętność prowadzenia oblężenia. Lecz nie jest to przypadek odosobniony. Nie bez powodu w temacie swej pracy rozszerzyłem zakres moich rozważań. Precyzując, mam na myśli ten etap wojny galijskiej mający miejsce w latach 52 – 51 p.n.e., a którego Alezja była punktem kulminacyjnym. Dlaczego akurat te ramy chronologiczne? Otóż w tym okresie dokonano zmiany sposobu prowadzenia walk w Galii. Gdy w 52 roku wódz plemienia Arwenów imieniem Wercyngetoryks , zmobilizował rzesze Galów, aby chwycić za broń i wszcząć rebelię przeciw rzymskim najeźdźcom, powszechnie wiedziano, że w walnych bitwach legiony Cezara są niepokonane. W tej sytuacji Wercyngetoryks obmyślił nową strategię. Doskonale zdawał sobie sprawę, iż Cezar potrzebuje miast, aby uzupełniać w nich zapasy pożywienia i paszy. Dlatego właśnie podjął decyzję o zastosowaniu taktyki „spalonej ziemi”. Miasta płonęły, a Wercyngetoryks zyskiwał przewagę. Do momentu, gdy mieszkańcy Awarykum nie zgodzili się na zrównanie swego oppidum z ziemią. Będzie to pierwszy przykład, na jakim zaprezentuję rzymską sztukę oblężniczą. Następnie przedstawię te miasta, które kolejno oblegał Cezar, a więc Gergowię i Alezję oraz Uksellodunum, które padło w 51 roku. Analizując te bitwy postaram się opisać wszelkie przedsięwzięcia w tej dziedzinie rzemiosła wojskowego, mianowicie ogół prac oblężniczych, rodzaje machin, warunki terenowe, liczebność armii a także nieodłączny element, jakim jest decydujące starcie pomiędzy oblegającymi a oblężonymi.
Pisząc swą pracę głównym źródłem, na którym się oparłem są Komentarze o wojnie galijskiej autorstwa Juliusza Cezara. Co prawda zarzuca się, iż ma ono kilka wad , jednakże odnośnie mojego tematu jest źródłem najcenniejszym. Autor był naocznym świadkiem opisywanych wydarzeń, przy czym będąc wybitnym wodzem znającym arkana sztuki wojennej, podaje obszerne informacje z dziedziny wojskowości i militariów. Wartościowym uzupełnieniem są dzieła Wegecjusza i Witruwiusza, z których zaczerpnąć można wiedzę w zakresie konstrukcji i funkcjonowania machin oblężniczych, w przypadku zaś samego Wegecjusza, o budowie umocnień i wałów.
Studiując literaturę przedmiotu, a także bibliografię w niej zamieszczoną, nie odnalazłem pozycji poświęconej wyłącznie sztuce oblężniczej. Literatura europejska obfituje w prace dotyczące armii rzymskiej, lecz niewiele z nich przetłumaczono na język polski. W literaturze polskiej również nie spotkałem książek w całości poświeconej interesującej mnie tematyce. Opracowania rodzime i zagraniczne tworzą mozaikę tematyczną i gatunkową: od biografii Cezara, poprzez syntezy historii wojskowości, po artykuły w czasopismach. Wyjątkiem jest książka Tomasza Romanowskiego, której już sam tytuł określa jej zawartość.
Wybierając temat dla swej pracy, kierowałem się nie tylko swymi zainteresowaniami, jakimi są wojskowość i militaria, lecz także chęcią opracowania zagadnienia, do tej pory nieusystematyzowanego i niezebranego w jedną całość.
Awarykum , było miastem należącym do plemienia Bituryngów. Z punktu widzenia oblegających, oppidum leżało na niedogodnym terenie. Otoczone było bagnami, zaś przepraw przez nie strzegły patrole galickie. Dodatkowo, mury miejskie stanowiły trudną do zdobycia przeszkodę. Cezar będąc pod wrażeniem kunsztu galickich budowniczych pozostawił opis tychże umocnień: Wszystkie gallickie mury obronne są zazwyczaj takiej konstrukcji: najpierw układa się na ziemi równolegle proste i jednolite belki w równych od siebie odstępach na dwie stopy. Następnie wzmacnia się je od wewnątrz poprzecznymi belkami i przykrywa grubo ziemią; natomiast owe odstępy, o których mówiliśmy, wypełnia się od strony zewnętrznej ogromnymi głazami. Po ich ułożeniu i spojeniu układa się na wierzchu następną warstwę, przy czym również zachowuje się ten sam odstęp; jednak belki wierzchnie i spodnie nie stykają się ze sobą, a poszczególne belki ułożone w równych odstępach są ciasno połączone układanymi pośrodku pojedynczymi głazami. W ten sposób splata się ze sobą po kolei całą konstrukcję tak długo, aż uzyska się wymaganą wysokość muru. Konstrukcja ta, dzięki symetrycznie ułożonym na przemian w poziomych rzędach belkom i głazom, stwarza swoją różnorodnością miły dla oka wygląd; jest ona tez najbardziej odpowiednia do obrony miast, ponieważ przed ogniem chroni kamienna, a przed taranem drewniana zabudowa, której jednolitych belek, zwykle o długości czterdziestu stóp, od wewnątrz wzajemnie powiązanych, nie można ani przebić, ani rozerwać. Jedynym miejscem, w którym możliwe było przeprowadzenie prac oblężniczych, był obszar położony na pd-wsch od miasta. Tam Cezar rozbił obóz w odległości 1,5 km od Awarykum. Wercyngetoryks zaś rozłożył się ze swymi wojskami na pn-wsch, w miejscu otoczonym bagnami i lasami w odległości ok. 20 km od miasta. Cezar dysponował 30 tysiącami piechoty (8 legionów) oraz 8 tysiącami jazdy i auxilia. Załoga Awarykum liczyła 40 tysięcy ludzi wspomaganych oddziałami Wercyngetoryksa.
W pierwszej kolejności Rzymianie rozpoczęli budowę nasypu, do którego konstrukcji wykorzystano ziemię, kamienie i warstwy drewna, które ułożone w krzyż zapewniały stabilność. Należy nadmienić, iż Rzymianie pracujący przy budowie, narażeni byli na ostrzał nieprzyjaciela. Toteż legioniści chronieni byli przez szopy oblężnicze, zwane vinea. Budowano je z lekkiego drewna; dach utworzony był z desek i faszyny , zaś boki obciągano plecionką z wikliny. Szopa była wysoka na 7 stóp, szeroka na 8, zaś jej długość wynosiła 17 stóp. Aby zabezpieczyć szopę przed spłonięciem, dach i boki dodatkowo pokrywano skórami zwierząt. W dalszej kolejności rozpoczęto budowę dwóch wież oblężniczych. Zbijano je z desek i belek, a pokrywano skórami zwierząt lub lepem z jemioły, co zabezpieczało je przed płomieniami. Witruwiusz, służący w armii Juliusza Cezara, podaje, iż mniejsze wieże winny być wysokie na 60 łokci zaś szerokie na 17 i posiadać 10 pięter. Większe powinny mieć 120 łokci wysokości i 23 szerokości i składać się z 20 pięter. Machina ta osadzona jest na kołach, co zapewnia jej mobilność. Na jej najniższym poziomie znajduje się taran do kruszenia murów. Środkowe piętra wyposażone są w pomosty, za pomocą których, piechota wdziera się na mury, a na najwyższych kondygnacjach ulokowani są łucznicy i oszczepnicy, którzy ostrzeliwują obrońców miasta. O wykorzystaniu przez Cezara wież, świadczy fakt budowy rampy, która postawiono ze względu na nierówności terenu, uniemożliwiające swobodne podsunięcie wież pod mury. Galom udało się ją podpalić, zrzucając gorącą smołę i tłuszcz. Ponadto wojownicy gallicy skutecznie kierowali obroną dokonując podkopów pod nasyp czy wciągając haki za pomocą specjalnych pętli. W toku prac ziemnych, część legionistów prowadziła również akcje ofensywne, ostrzeliwując obrońców ze skorpionów. Te ręczne balisty zwane po łacinie mauballista swą nazwę zawdzięczają pociskom z cienkimi grotami, jakie wypuszczają, a które na podobieństwo cienkiego żądła skorpiona zadają małe lecz bardzo śmiertelne rany. Po 25 dniach oblężenia ukończono wał o szerokości 330 stóp i wysokości 80 stóp. Należy podkreślić ogromny wysiłek legionistów, którzy pracowali wytrwale pomimo zagrożenia ze strony Galów oraz dotkliwego zimna i ciągłych opadów deszczu. Doszły do tego także kłopoty z zaopatrzeniem w żywność. Przedłużające się oblężenie spowodowało, że wytrwali i twardzi żołnierze, zaczęli się załamywać. Cezar jednak wygłosiwszy podniosłą mowę obiecał wydać miasto żołnierzom, co bardzo podniosłem ich morale. Sposobność do ataku nadarzyła się z chwilą nasilenia opadów deszczu, kiedy to wartownicy galiccy zmniejszyli straże na murach. Rzymianie podprowadzili wieże pod mury i szturmem wdarli się do miasta. Chcę tutaj wyjaśnić, w jaki sposób żołnierze przedostawali się z wież na mury. Otóż pod Awarykum wykorzystano zapewne pomost zbity z dwóch belek, który załoga wieży wyrzucała na mury i po nim przedostawała się do miasta. Nosił on miano exostra. Innym sposobem było wykorzystanie mostu, zwanego sambuca, który spuszczano z górnej części wieży oblężniczej. Opuszczano go na sznurach przymocowanych do kółek wbitych w belkę zamocowaną na wieży. Armia używała również żurawia oblężniczego (tollerno). Zasada jego funkcjonowania nie jest skomplikowana. Na pionowej belce wbitej w ziemię mocowano prostopadle lub pod kątem drugą belkę. Na jednym z jej końców doczepiona była budka z desek lub wikliny, w której znajdowali się żołnierze. Drugi jej koniec zakończony był sznurem, którego pociągnięcie w dół powodowało, iż budka unosiła się ku murom, zaś żołnierze mogli dokonać szturmu.
Legioniści dopadłszy murów, zajęli je na całej długości. W tym czasie Galowie, stłoczeni na placu targowym, uformowali szyk klinowy. Do bitwy nie doszło, gdyż Galowie chcąc uniknąć okrążenia, uciekli. Z czterdziestotysięcznej załogi miasta, jedynie ośmiuset mężczyznom udało się uciec. Reszta mieszkańców została w całości wymordowana. Trwające miesiąc oblężenie dobiegło końca.
Kolejną areną zmagań było miasto Gergowia , siedziba plemienia Arwenów. Cezar początkowo myślał o zdobyciu go szturmem, lecz zmienił zdanie z uwagi na warunki terenowe, które uniemożliwiały szybkie i zdecydowane natarcie. Historycy wojskowości mocno podkreślają rozwagę Cezara, który przed przystąpieniem do ataku, szczegółowo planował każdą bitwę, analizując teren, na którym przyszło mu się bić oraz stosunek sił czy nawet porę roku. Poliajnos tak opisuje galickie miasto: Gergowia, którą oblegał Cezar, była miastem zarówno silnie ufortyfikowanym jak i obronnym z natury. Miasto leżało bowiem na umocnionym pagórku o równych wierzchołkach. Po lewej stronie gęsta i niska roślinność sięgała wzgórza, po prawej znajdowało się urwisko z wąskim przejściem, strzeżonym przez silny oddział Gergowian . Wzgórze, na którym stała Gergowia miało wysokość 774 m. n.p.m. Północne i wschodnie zbocza były bardzo strome, co stanowiło naturalną barierę ochronną. Południowe zaś zbocze było niezbyt strome, dlatego Galowie wznieśli tam kamienny mur.
Cezar mający pod dowództwem 20 tysięcy żołnierzy rozbił obóz na pd-wsch od Gergowii, zaś Wercyngetoryks nie zamknąwszy się w mieście, rozbił niedaleko niego obóz, od południa. W tym miejscu chciałbym zatrzymać się na chwilkę i pokrótce opisać zasady budowy obozów. Rzymskie castra wznoszono na planie kwadratu lub prostokąta. Na każdym z boków znajdowała się brama; brama frontowa zwana porta praetoria umieszczan była od strony nieprzyjaciela. Drugie wejście to porta decumena, która stanowiła tylne wyjście. Obóz otaczano wałem ziemnym wzmocnionym palisadą i rowami. Na wałach stawiano wieże w różnych odstępach od siebie. W ciągu dnia wartę pełniły kohorty zaś na noc ich liczbę zwiększano.
Najsłabiej bronionym prze Galów punktem, było wzgórze znajdujące się naprzeciw Gergowii. Zajęcie tego miejsca dawało doskonałą pozycję do ataku na miasto. Cezar pokonał stacjonujące tam niewielkie oddziały galickie, po czym utworzył tam tzw. „mały obóz”, w którym osadził 2 legiony. Następnie połączył obóz główny z małym podwójnym rowem o szerokości 12 stóp. Zająwszy wzgórze La Roche Blanche, kontrolował okoliczne łąki, na których Galowie wypasali konie oraz strumień Auzon, z którego czerpali oni wodę. Kolejnym manewrem taktycznym było ustawienie piechoty Eduów na prawym zboczu wzgórza. Mając rozlokowane jednostki, Cezar rozpoczął realizację swego chytrego planu. Mianowicie, zwiadowcy i dezerterzy z Gergowii donieśli, iż Wercyngetoryks przeniósł znaczną część swoich wojsk w obręb tego fragmentu wzgórza, który był stosunkowo płaski oraz zalesiony i wąski. Rozpoczął tam budowę muru, gdyż w jego mniemaniu, obszar ten był najbardziej prawdopodobnym punktem ataku, stad też decyzja o przeprowadzeniu prac fortyfikacyjnych. Dla Cezara była to wiadomość szczególnie ważna. Aby utwierdzić Galów w ich przekonaniu, wysłał w tamto miejsce jeden legion, zaś konnicy wydał rozkaz rozproszenia się po okolicy, lecz żeby efekt pozorowanego odwrotu był skuteczniejszy kazał wyprowadzić z obozu wielką ilość koni jucznych i mułów (…) a ich poganiacze w hełmach na głowach mieli pozorować jeźdźców i cwałować wokół wzgórz . Galowie zajęci wzmożoną budową szańców, nie zauważyli, kiedy Cezar przerzucił resztę żołnierzy do „mniejszego obozu”. Stad miał zaatakować tę część wzgórza, które było słabo chronione. Warto dodać, że decyzja Wercyngetoryksa była jak najbardziej uzasadniona. Umocnienie tego odcinka wzgórza, podyktowane było możliwością zajęcia go przez Rzymian, co było równoznaczne z okrążeniem Galów i odcięciem ich od łąk leżących nad potokiem Clemchsat, na zach. od Gergowii.
Cezar dał rozkaz do ataku. Legioniści nie rozpoczęli szarży, lecz na polecenie Cezara zaopatrzyli się w krótkie włócznie i równie krótkie miecze i poruszając się na czworakach podkradli się pod galickie pozycje Wtedy dopiero rozpoczęli z impetem atak, pokonali mur i zajęli trzy obozy plemienne. Cezar osiągnąwszy zamierzony cel , wydał rozkaz odwrotu. Żołnierze jednak nie usłuchali, gdyż uniesieni nadzieją rychłego zwycięstwa (…) nie wcześniej zaprzestali swego pościgu aż zbliżyli się do muru i bram miejskich . Żołnierzom wdzierającym się na mury ukazał się dramatyczny obraz zrozpaczonych kobiet galickich: Matki rodzin zrzucały z muru odzież i srebro i wychylając się z obnażonymi piersiami wyciągały ramiona, błagając Rzymian, aby wstrzymali się i nie zabijali ich, tak jak to uczynili Awarykum . Z drugiej części miasta przybyły główne siły galickie, skutecznie wspierając niedobitki na murach. Szala zwycięstwa przechylała się na stronę Galów, którzy mieli przewagę liczebną. Gwoździem do trumny stało się uderzenie Eduów. Jak wspomniałem wcześniej, Cezar nie rzucił ich od początku w bój, lecz trzymał w odwodzie. Eduowie pod względem ubioru i uzbrojenia nie różnili się niczym od Galów, toteż aby legioniści mogli rozpoznać swych sprzymierzeńców, wojownicy tego plemienia odsłonili swe prawe ramiona. Eduowie zaatakowali nieosłonięte skrzydło Galów i być może rozstrzygnęłoby to o losach bitwy, gdyby nie postawa legionistów, którzy nie dostrzegli ustalonych znaków. Część Rzymian odebrała to jako próbę zmylenia, rodzaj podstępu, który zakładałby upodobnienie się wrogów do sojuszników. Jakiekolwiek przyczyny tutaj wystąpiły skutek jest jeden: legiony rzuciły się do ucieczki. W pogoń ruszyli obrońcy Gergowię i zapewne udałoby im się zmasakrować Rzymian, gdyby nie pomoc legionu X i kilku kohort XIII legionu. Znaczenie tych dwóch oddziałów dla bitwy o Gergowię ma istotne znaczenie. Jak napisałem wcześniej, plan Cezara zakładał uderzenie na najsłabszy punkt miasta. Jednakże była to część planu. Mianowicie tuż przed rozpoczęciem bitwy ów XIII legion dowodzony przez Tytusa Sekstiusza, Cezar wyprowadził z „małego obozu” i umieścił przy południowym zboczu wzgórza. Z chwilą, gdy Cezar uderzyłby na Gergowię, Tytus Sekstiusz natarłby z drugiej strony. Podwójne uderzenie wzięłoby Galów w kleszcze i miałoby duże szanse, aby zakończyć się sukcesem.
Cały pomysł spalił jednak na panewce. Cezar podaje, iż jego wojsko podjęło nierówną walkę: ukształtowanie powierzchni było niekorzystne, Galowie mieli przewagę liczebną a legioniści byli wyczerpani biegiem na umocnienia i przedłużającym się oblężeniem. Podobne wytłumaczenie można spotkać w literaturze: żołnierze mieli do przebycia szybkim tempem ok. kilometr drogi, zaś z powodu zmęczenia bezładnie atakowali mury. Trudno mi się zgodzić z tym uzasadnieniem. Odnosząc się do przykładu Awarykum, zauważyć można pewne analogie. W obu przypadkach Galowie górowali liczebnie nad Rzymianami, a doskonale wiadomo, kto w tamtej bitwie zwyciężył. Powód, jakim jest przedłużające się oblężenie również mnie nie przekonuje. Gergowię Cezar rozpoczął oblegać w maju i w tym samym miesiącu oblężenie się zakończyło. Dla przypomnienia podam, że oblężenie Awarykum trwało też miesiąc. Co do zmęczenia spowodowanego kilometrowym biegiem, uważam że jest to nadmierna przesada. Pod Awarykum Cezar rozbił obóz 1,5 km od miasta a w Komentarzach o wojnie galickiej brak jakiejkolwiek wzmianki o trudnościach w pokonywaniu takiej odległości. To wszystko kłóci się z wizerunkiem żołnierza rzymskiego. Legiony stanowią armię zawodową, zaprawioną w bojach złożoną głownie z doświadczonych weteranów. Dlatego sądzę, że legiony zgubiła ich chciwość. Nie docenili Gergowian, i myśląc, że powtórzą sukces spod Awarykum, bezładną gromadą rzucili się do ataku. Brak tu jakiejkolwiek taktyki, żołnierze kierowali się jedynie żądzą zdobycia łupów. Ich zaślepienie zaowocowało nie zwycięstwem, lecz klęską. Zginęło 700 żołnierzy, w tym 46 centurionów, co stanowiło 3,5% ogólnego stanu armii. W literaturze, odnośnie tych strat, przeplatają się dwa poglądy. Pierwszy zakłada, iż wybito kadrę oficerską, co stanowiło poważny uszczerbek w armii. W przypadku drugiego, liczba 700 poległych to nieduży ubytek, który w jakikolwiek sposób nie mógł wpłynąć na morale żołnierzy i ich wartość bojową. Sądzę, że ocena czy liczba 700 zabitych jest duża czy nie, zależy od kontekstu. Biorąc pod uwagę, iż zostali zabici w wyniku bezsensownej bijatyki, jest to znaczna ilość poległych. Na pewno armia nie uległa osłabieniu. Cezar posiadał odpowiednią ilość kontyngentów, zaś w każdej chwili mógł ściągnąć z Rzymu uzupełnienia.
Cezar po porażce musiał szybko się otrząsnąć, gdyż czekała go kolejna wielka bitwa. Zapisała się ona w historii jako wybitny przykład kunsztu prowadzenia działań oblężniczych. Mam tu na myśli ową słynną Alezję. W pierwszej kolejności chciałbym poświęcić kilka uwag na temat związany z problemem umiejscowienia tej starożytnej osady. W historiografii zagadnienie lokalizacji Alezji poruszano niejednokrotnie. Jedynie dwie tezy stały się obiektem dyskusji. W 1855 r. francuski architekt Delacroix ogłosił tezę, w której utożsamiał Alezję z miejscowością Alise w departamencie Doubs. W latach 1860 – 1865 na polecenie Napoleona III przeprowadzono prace wykopaliskowe na terenie Francji, szukając słynnego gallickigo oppidum. Badania archeologiczne w okolicach miejscowości Alise-Sainte-Reine zaowocowały odkryciem śladów istnienia miasta na wzgórzu Mont-Auxois. W literaturze przyjęto za obowiązującą drugą teorię.
Wysokość wzgórza wynosiła 160 m. zaś dostęp na jego szczyt utrudniały strome zbocza. Jedynie wschodnia część ze względu na słabe warunki obronne, umocniona została przez Galów kamienną zaporą wysoką na 6 stóp.
Wercyngetoryks przybywszy pod Alezję dysponował 80 tysięczną armią. Załoga stolicy plemienia Mandubiów liczyła 40 tys. w tym kobiety, dzieci i starcy. Część wojowników, którzy nie zmieścili się w obrębie murów, ulokowano przy wale we wschodniej części wzgórza. Odnośnie wojsk rzymskich w literaturze ich liczba jest różna. Podaję się, że Cezar miał pod komendą 40 tys. legionistów i 10 tys. jazdy i lekkozbrojnej piechoty posiłkowej , inna opcja zakłada 50 tys. legionistów i 10 tys. germańskiej konnicy lub też 80 tys. żołnierzy.
Rozpoczęte prace ziemne prowadzono na szeroką skalę. W pierwszej kolejności Alezję otoczono wałem ziemnym, którego obwód wynosił 15 km. W pewnych miejscach założono 8 obozów i 23 umocnione placówki, mające odpierać ataki Galów we dnie i w nocy. Te ufortyfikowane punkty oporu noszą miano castella. Pasmo tych umocnień skierowanych przeciw miastu zwie się linią kontrawalacyjną.
Wercyngetoryks zdał sobie sprawę, że potrzebne mu będą posiłki, aby zwyciężyć Rzymian. W tym celu wysłał całą swą konnicę, aby zebrały wielką armię sojuszniczą. Jazda galicka przemknęła przez luki w niedokończonych umocnieniach. Odsiecz musiała przybyć jak najszybciej, gdyż w Alezji zebrano zapasy pożywienia wystarczające na 30 dni. Cezar zaś dalej prowadził oblężenie. Wciąż istniało zagrożenie, że oblężeni Galowie ruszą do ataku na rzymskie pozycje. Wegecjusz w swym dziele udziela wskazówek, co należy uczynić aby oblegający mogli uchronić się przed atakiem oblężonych. Zaleca wykopanie fosy umocnionej wałem, palisadą i wieżyczkami ochronnymi. Cezar uczynił dokładnie to samo. Wpierw wykopał rów, szeroki na 20 stóp, w odległości 400 kroków rzymskich od linii kontrawalacyjnej. W ten sposób uzyskał obszar, który miał stanowić zaporę przed atakiem piechoty galickiej. Przekopano na nim dwa dodatkowe rowy o głębokości i szerokości 15 stóp. Z powstałych trzech rowów, środkowy zalano wodą z pobliskiej rzeki. Za wykopami powstał nasyp zwieńczony ostrokołem o wysokości 12 stóp. Wokół szańca stanęły wieże strażnicze, rozmieszczone w regularnych odstępach. Pozostałą wolną przestrzeń pokryła sieć pułapek. Stanowiły ją ostro zakończone pale wbite w doły o głębokości 5 stóp zwane „nagrobkami” , „bodźce” będące palami zakończonymi hakami i wbitymi pod kątem w ziemię oraz wymyślny rodzaj sideł, czyli „lilie” będące pułapką w formie dołu głębokiego na 3 stopy zwężającego się ku dołowi, zakończonego zaostrzonym palikiem. Te wilcze doły maskowano łoziną i chrustem. Żołnierze tworzący te umocnienia i zapory narażeni byli na ostrzał wroga. Musieli więc posiadać ochronę przed strzałami i pociskami. W swej pracy wspomniałem już o szopach oblężniczych, lecz nie było to jedyne zabezpieczenie. Rzymianie używali także daszków ochronnych zwanych musculi.
Cezar wiedział o spodziewanym przybyciu posiłkowego kontyngentu galickiego. Z tego względu postanowił zabezpieczyć się przed drugą armią przeciwnika. Rozkazał zbudować drugi system umocnień, którego obwód wynosił 21 km, zwrócony jednak nie do wewnątrz, lecz na zewnątrz. Była to tzw. linia circumwalacyjna.
Całość prac ukończona została po 40 dniach. W tym czasie wojsko Cezara zapewne nie ograniczało się jedynie do działań defensywnych, przeprowadzając akcje zaczepne. Prócz ostrzeliwania pozycji nieprzyjaciela z balist i katapult, Rzymianie wykorzystywali onagery. Te pokaźnych rozmiarów odmiany katapult, wystrzeliwały ołowiane lub kamienne kule ważące do 80 kg. Efektywny zasięg rażenia wynosił 185 metrów. Siła rażenia była tak duża, że jak podaje Wegecjusz, onager (…) wypuszczając ciężkie głazy, kładzie pokotem ludzi, konie a nawet rozwala machiny wroga. W przypadku szturmu, powszechnie w użyciu był „żółw”, którego wyróżnia się dwa typy. Pierwszy jest rodzajem tarana; całość konstrukcji przypomina szopę oblężniczą. Machina ta posiada drewniany daszek i składa się z dwóch poziomów. Na jednym umocowana jest ruchoma belka zakończona hakiem, która wbija się w mur, zaś na drugim znajduje się belka okuta żelazem, którą kruszy się mur. Nazwa pochodzi od zwierzęcia o tej samej nazwie, gdyż podobnie jak ten gad, który wysuwa i chowa głowę, tak samo wyrzuca belkę i wciąga ja z powrotem. Drugi rodzaj „żołwia” to machina ochraniająca piechotę podchodzącą pod mury. Zbudowana z drewna, ma podstawę w kształcie kwadratu, którego bok ma długość 21 stóp. Aby uniknąć podpalenia całość pokrywano skórami zwierząt, które wypchane zostały trawą morską lub słomą moczoną w occie.
W czasie, gdy Rzymianie trudzili się przy umocnieniach, w Alezji zaczęło brakować żywności. Wercyngetoryks zakładał, że wystarczy mu jej do czasu przybycia odsieczy. Nie wziął jednak pod uwagę, że pochód licznych wojsk z taborami jest czasochłonny. W końcu, po 42 dniach przybyła odsiecz. Wercyngetoryks liczył, że na jego apel odpowiedzą wszystkie plemiona, co w pozwoli utworzyć ok. milionową armię. Pod Alezję dotarło jednak mniej wojsk. Ich liczba wynosiła 250 tys. piechurów piechurów 8 tys. jazdy. Rozbili oni obóz 1,5 km od zewnętrznych umocnień. Konnicę ustawiono na równinie nieopodal Alezji, zaś piechota zajęła miejsca za nią. W tym czasie obrońcy miasta wyszli przed mury. Cezar widząc, że wróg szykuje się do ataku ulokował piechotę na całej rozciągłości umocnień. Jazda rzymska uderzyła jako pierwsza, lecz Germanie trzymani byli w odwodzie. Galowie rzucili do boju jazdę, pomiędzy która znajdowali się piechurzy i łucznicy. Szyk okazał się skuteczny, gdyż Cezar poniósł znaczne straty. Dopiero Germanie uderzywszy na tyły wroga, przechylili szalę zwycięstwa na stronę Rzymian. Galowie musieli ratować się ucieczką ścigani aż do swych obozów.
Nie załamali się jednak swoją porażką i ponownie uderzyli na umocnienia rzymskie. Zasypawszy rów faszyną, ostrzelali Rzymian z proc i łuków, co było sygnałem dla Wercyngetoryksa. Galiccy wojownicy nie stosowali w walce taktyki, uderzali stłoczeni w bezładną masę, polegając na sile pierwszego ataku. To wiązało się z niepozostawianiem odwodów. Atakujący wojownik zasłaniał się dużą tarczą, która skutecznie chroniła go przed strzałami. Legioniści jednak, aby pozbawić przeciwnika osłony, rzucali w niego pilum. Był to rodzaj oszczepu o długości 210 cm, z czego część metalowa z grotem wynosiła 1m. Gdy pilum wbijało się w tarczę, ciężkie drzewce wyginało metal, zaś dzięki zastosowaniu drewnianych zatyczek, łączących drzewce z grotem pękających przy uderzeniu, drzewce wlokło się po ziemi, ściągając w dół tarczę i tym samym pozbawiając wojownika ochrony. Prócz pilum, Galów zasypał grad pocisków wystrzeliwanych z katapult, skorpionów i balist. Rzymianie zrzucali zaostrzone koła a na wyposażeniu armii znajdowały się również ogromne koła z ociosanych pnie drzew, tzw. talae, wygładzone by lepiej się toczyły. Galowie, którzy dobiegli do umocnień rzymskich, natknęli się na owe „bodźce” i „lilie”. Tych, którym udało się jakoś je ominąć, legioniści kładli trupem, miotając „włócznie murowe”. Ich łacińska nazwa brzmi pila muralia i były to ciężkie oszczepy o 3 calowym drzewcu, toteż nie nadawały się do walki w polu. Zdecydowana obrona Rzymian doprowadziła do wycofania się Galów.
Po bitwie w galickim obozie dowódcy przeprowadzili naradę wojenną. Plan zakładał uderzenie 60 tys. wojowników pod dowództwem Werkassywellaunusa na rzymski obóz położony na zboczy góry Mont Rea, będący najsłabszym punktem obrony. Konnica miała opanować równinę pomiędzy dwoma obozami. Eporedoryks i Wirydomazy poprowadzić mieli 200 tys. wojowników i zaatakować fortyfikacje Cezara. Równocześnie Wercyngetoryks miał dokonać wypadu z fortecy. W początkowej fazie bitwy, Galowie dzielnie napierali na Rzymian. Ostrzeliwali ich, a nawet uformowawszy „żółwia” podeszli pod umocnienia. W końcu udało się im rozerwać wał hakami murowymi. Cezar jednak nie stracił zimnej krwi. Umiejętnie manewrując oddziałami wydawał mądre rozkazy. Na równinę wysłał 6 kohort pod dowództwem Labienusa z poleceniem, iż w przypadku trudności z utrzymaniem pozycji ma niezwłocznie ruszyć na pomoc obrońcom Mont Rea. Widząc, że sytuacja jego wojsk nie uległa poprawie, Cezar zebrał pozostałą część armii i stając na jej czele rzucił się w wir walki. Na tyłach wroga znów niespodziewanie wyrosła konnica Cezara. Galowie załamani zaczęli uciekać. W pościg ruszyła jazda, która zmasakrowała uciekinierów. Niedobitki rozpierzchły się do swych krajów. Wercyngetoryks zawrócił do twierdzy, gdzie na zgromadzeniu wszystkich mieszkańców, powziął decyzję o wydaniu się w ręce Cezara.
Ostatnim przykładem rzymskiej sztuki oblężniczej jest zdobycie Uksellodunum. Położone na górzystym terenie, otoczone stromymi skalnymi ścianami. Miasto było ostatnim punktem oporu, gdzie przywódcy galickich oddziałów, Drappes i Lukteriusz, stawili czoła armii rzymskiej. Ich wojska liczyły 2000 – 3000 wojowników. Po przybyciu do Uksellodunum, zostawili w nim garnizon 2000 żołnierzy. Z resztą swej świty założyli obóz w odległości 15 km od miasta. Drappes i Lukteriusz w swym zamyśle chcieli zapewnić stałe dostawy zboża oblężonemu miastu, gdyż jego mieszkańcy obawiali się, że Rzymianie przyjmą taktykę jak pod Alezją.
Armia rzymska pod dowództwem Kaniniusza dokonawszy podziału kohort na trzy jednostki taktyczne ulokowane w trzech obozach, rozpoczęła sypanie wału oblężniczego wokół miasta. Dla Kaniniusza, obecność wojsk Drappesa i Lukteriusza poza miastem, stanowiła pewne zagrożenie. Istniała realna obawa, iż Galowie zaatakują rzymskie oddziały. W takiej sytuacji niemożliwe było obsadzenie wałów legionistami, a walka na dwa fronty byłaby błędnym posunięciem. Kaniniusz zaatakował więc obóz Galów, a dzięki szybkiej i sprawnej akcji Drappes i Lukteriusz zostali pobici. Mając czyste „tyły” mógł bez przeszkód kontynuować oblężenie, dodatkowo wsparty wojskiem Gajusza Fabiusza. Mimo porażki swych przywódców, załoga oppidum postanowiła nadal dzielnie się bronić.
W międzyczasie do Cezara dotarły informacje o wydarzeniach, jakie rozegrały się pod Uksellodunum. Sytuacja nie przedstawiała się zbyt dobrze dla Cezara, toteż jak najszybciej musiał wspomóc wojska oblegające Galów. Pociągnął z konnicą ku miastu, nakazując legatowi Kwintusowi Kalenusowi z dwoma legionami podążać za sobą zwykłym marszem. Z reguły „zwykłym marszem” (iter iustum) pokonywano odległość 12-15 km w ciągu czterech godzin. Jednakże w skrajnych przypadkach, tak jak u Cezara, wojsko mogło przebyć w jeden dzień 25 km. Nie są to jednak jedyne możliwościu legionistów. Wyróżnia się takżę „szybki marsz” (iter magnum), którego tempo pozwalało osiągnąć cel odległy o 74 km w 30 godzin. Należy dodać, iż legioniści nieśli ekwipunek o masie 25-30 kg.
Cezar przybywszy pod miasto zastał ukończone roboty ziemne. Dowiedział się, iż Galom udało się zaopatrzyć w znaczne ilości zboża, dlatego czekanie aż mieszkańcom skończy się żywność byłoby nieopłacalne i długotrwałe. Postanowiono zatem odciąć miastu dopływ wody. Przez dolinę otaczającą miasto, przepływa rzeka, jednakże z powodu warunków naturalnych niemożliwa była zmiana jej biegu, polegająca na przekopaniu rowu. Cezar musiał poszukać innego sposobu. Dobrym rozwiązanie okazało się umieszczenie, w pobliżu miejsca gdzie Galowie schodzili po wodę, łuczników, procarzy i machin miotających ostrzeliwujących każdego, kto się zbliżył. W swej pracy podałem już nazwy tych machin: skorpiony, balisty i katapulty. Każdy legion wyposażony był w 55 balist i 10 katapult. Różnica pomiędzy tymi machinami jest taka, iż balista to rodzaj masywnej kuszy, której cięciwy napinane są za pomocą dźwigni. Wystrzeliwała duże bełty, których siła uderzenia potrafiła przebić kilku opancerzonych wojowników. Katapulta zaś składa się z drewnianej łychy, która po zwolnieniu blokady napinającej ramię, wypuszcza kulisty pocisk (ołowiany lub kamienny).
Pomysł okazał się skuteczny, lecz nie w stu procentach. Galowie zrezygnowali co prawda z czerpania wody z rzeki, ale zaczęli wykorzystywać źródło bijące pod murem miejskim. Cezar i na to znalazł sposób. Legioniści usypali wał o wysokości 60 stóp, na którym znajdowała się wieża o dziesięciu kondygnacjach. Z niej to żołnierze ostrzeliwali każdego, kto zbliżył się w rejon źródła. Galowie starali się podpalić ową wieżę, zrzucając łatwopalne materiały. Obrońcy zażarcie usiłujący zniszczyć rzymskie machiny, prawdopodobnie nie zauważyli części żołnierzy, którzy rozpoczęli podkop ku żyłom wodnym. Wegecjusz w swym dziele opisał dwa rodzaje podkopów. Sama nazwa podkop po łacinie brzmi cuniculum a termin ten pochodzi o jamy, jaką kopie zając pod ziemią. W pierwszym przypadku żołnierze drążą tunel pod murami i przekopują się do wewnątrz miasta. Drugi zakłada wykopaniu chodnika pod fundamentami murów podpartego stemplami z suchego drewna. Okłada się je chrustem, po czym podpala, co w efekcie powoduje zawalenie muru. Jak widać, rzymscy legioniści nie tyle znali zastosowanie podkopów w celach ofensywnych, ale rozumieli, że można go wykorzystać do działań dywersyjnych. Zamierzenie Cezara okazało się genialnym przedsięwzięciem. Pozbawione wody miasto poddało się, bez konieczności szturmowania. Konsekwencje stawiania oporu okazały się dla Galów surowe. Każdemu zdolnemu do noszenia broni odcięto ręce.
Achilles był synem bogini i śmiertelnego człowieka. Jest to obraz geniuszu wojennego. Boski jego dział to wszystko, co wypływa ze zjawisk natury moralnej, z charakteru, z talentu, z interesów naszego przeciwnika, z przekonań, ze stanu duchowego żołnierza, który jest silny i zwycięski lub słaby i zwyciężony, niezależnie od tego, co mu się wydaje. Dział ziemski to broń, szańce, dyspozycje bojowe, to wszystko, co polega na kombinacji sił materialnych. Tak wypowiedział się kiedyś Napoleon o właściwościach wielkiego wodza. Niewątpliwie takim właśnie wodzem był Juliusz Cezar. Nie można jednak zapomnieć o jego żołnierzach. Bo czy Cezar zdobyłby sławę gdyby nie jego wierni i wojowniczy legioniści? W swej pracy pokazałem, jak ciężką była służba zwykłego żołnierza, jak wszechstronne umiejętności musiał posiadać. Odnośnie sztuki oblężniczej, jak na dłoni widać, iż legionista w pełnym uzbrojeniu stojący pod murami twierdzy, porzuca swój miecz i tarczę, chwytając za piłę i młotek. W jednej chwili z zawodowego żołnierza przeistacza się w rzemieślnika, aby po ukończeniu prac, znów przywdziać zbroję i zaatakować wroga.
Rzymska sztuka oblężnicza stała na bardzo wysokim poziomie. Mam tu na myśli zaawansowanie techniczne przejawiające się w wymyślnym systemie zabezpieczeń oraz machinach oblężniczych. Ich skuteczne zastosowanie wiązało się z odpowiednim wyszkoleniem żołnierzy oraz wysokim zmysłem taktycznym wodza. Dzisiejsza sztuka oblężnicza jakże różni się od ówczesnej. Obecnie technologia zbrojeniowa jest bardzo rozwinięta. Armia XXI wieku nie używa balist czy onagerów, lecz do dyspozycji ma szybkostrzelne wyrzutnie rakiet oraz bombowce. Silny ostrzał artyleryjski czy nalot bombowy w ciągu godzin a nawet minut, może poczynić znaczne straty u wroga, przy jednoczesnym zniszczeniu atakowanego miasta. Nie zachodzi potrzeba podstawiania wież oblężniczych ani sypania wałów, i tym samym starć na bliską odległość. Dziś ostrzeliwać można pozycje wroga z odległości kilu kilometrów bez potrzeby narażania się na ogień nieprzyjaciela. Oczywiście kolumny uzbrojonych żołnierzy zajmują miasta, choć często z tych miast nie pozostaje nic więcej niż zgliszcza. Tak więc zauważyć można, jak wielkie zadania stały przed rzymskimi żołnierzami. W czasie długotrwałych oblężeń legioniści musieli przeprowadzić szereg wyczerpujących prac ziemnych, konstruować machiny oblężnicze, raz po raz odpierać atak oblężonych Galów. Ich sposób prowadzenia wojny nie sprowadzał się, jak obecnie, do zasypania przeciwnika gradem szerokiej gamy pocisków wystrzeliwanych przez wciśnięcie jednego guzika.
Podsumowując, Cezar i jego armia tworzyli zgrany duet przy prowadzeniu oblężeń. Zmysł taktyczny wodza w połączeniu z działaniami praktycznymi legionistów dawały znakomite efekty. Nie będę ich wymieniał, gdyż uczyniłem to rozwinięciu swej pracy. Dodam tylko, że współpraca ta dała jeden najznakomitszy rezultat – Cezar osiągnął swój cel, jakim było podbicie Galii.






















Bibliografia

Literatura źródłowa:
1. Aineias Taktikos Peri tou pos chre poliorkoumenous antechein, tłum. B. Burliga, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2007.
2. Gaius Iulius Caesar, Commentarii de bello gallico [w:] Corpus Caesarianum, tłum. E. Konik, W. Nowosielska, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 2003.
3. Polyainos, Strategemata, tłum. M. Borowska, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2003.
4. Flavius Vegecius Renatus, De rei militari [w:] Meander 1974 (1974), tłum. A.M. Komornicka, s. 333 – 352.
5. Marcus Vitruvius Polio, De architectura libri decem, tłum. K. Kumaniecki, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 1999.

Literatura pozaźródłowa:
1. Bocheński Jacek, Boski Juliusz, Warszawa 1975, s. 51 – 63.
2. Grenier Albert, Historia Galów, Gdańsk-Warszawa 1975, s. 278 – 287.
3. Kwapisz Jan, Zdobycie Alezji, „Rzeczpospolita. Bitwy świata.” 2007, nr 4.
4. Mackiewicz Michał, Arsenał minionych wieków, „Rzeczpospolita. Bitwy świata.” 2007, nr 4, s. 6 – 10.
5. Matysiak Philip, Wrogowie Rzymu. Od Hannibala do Attyli, króla Hunów, Warszawa 2007, s. 99 – 110.
6. Plezia Marian, O żołnierzach Juliusza Cezara [w:] Meander 1946 (1946), s. 530 – 541.
7. Razin Evgenij, Historia sztuki wojennej tom 1. Sztuka wojenna okresu niewolniczego, Warszawa 1958, s. 427 – 432.
8. Romanowski Tomasz, Alezja 52 p.n.e., Warszawa 2006.
9. Sikorski Jerzy, Zarys wojskowości powszechnej do końca XIX wieku, Warszawa 1975, s. 96 – 100.
10. Southern Pat, Juliusz Cezar, Warszawa 2002, s. 92 – 105.
11. Walter Gerard, Cezar, Warszawa 1983, s. 251 – 296.
Wyświetleń: 2440


Uwaga! Wszystkie materiały opublikowane na stronach Profesor.pl są chronione prawem autorskim, publikowanie bez pisemnej zgody firmy Edgard zabronione.