![]() |
![]() |
Katalog Edyta Kaczmarek Różne, Artykuły Przedszkolaki na biwaku - sprawozdaniePrzedszkolaki na biwaku - sprawozdanieNa jednej z Rad Pedagogicznych o charakterze szkoleniowym omawiałyśmy propozycje zajęć w oparciu o własne opracowania scenariuszy. Głównie miałyśmy na celu skupić się na nowych, ciekawych formach i metodach pracy z dziećmi przedszkolnymi. Chodziło nam o nowe wyzwania, jakie winien stawiać przed sobą nauczyciel w zintegrowanym systemie pracy wychowawczej i dydaktycznej. Wówczas właśnie wpadłam na pomysł, aby w grupie najstarszej tj. dzieci sześcioletnich zorganizować biwak. Pamiętam zdziwione twarze nauczycielek podczas analizowania mojego scenariusza. Dyrektor przedszkola również patrzyła na mnie z niedowierzaniem. Wszyscy sprawiali wrażenie dystansu do mojej propozycji. Dla mnie był to pomysł - choć trudny - ale nie niemożliwy. Już wtedy wiedziałam, że istnieje szansa by uczynić go faktem. Pracowałam wówczas drugi rok z grupą dzieci pięcioletnich, które mogłam dobrze poznać i zacząć planowanie wyjazdu. Czynnikiem, który mi sprzyjał była również bardzo dobra współpraca z rodzicami moich wychowanków. Wszystko zaczęło się od zebrania, na którym przedstawiłam swą propozycję rodzicom, czekając na ich stanowisko w tej kwestii. Byli nie tylko zdziwieni, ale również zadowoleni. Większość natychmiast wyraziła chęć i zaoferowała pomoc w organizacji. Inni wahali się ze względu na rozłąkę z dzieckiem. Przerastała ich konieczność noclegu poza domem, w dodatku bez "mamy i taty". Decyzja zapadła- sześciolatki pojadą na biwak! - dwa dni spędzą bez rodziców. Przygotowania były intensywne. Szukałam wielu sponsorów wśród rodziców. Zakłady pracy zaoferowały pomoc finansową. Dzięki temu mogłam częściowo pokryć koszty biwaku umożliwiając wyjazd wszystkim dzieciom. Zakupiłam także słodycze, napoje, naczynia jednorazowego użytku, upominki i nagrody dla uczestników biwaku. Mama jednej z dziewczynek zakupiła koszulki, inna pokryła we własnym zakresie koszty kolorowego nadruku na każdej z nich: "BIWAK PRZEDSZKOLNY, ZAJĄCZKI, 2001". Znaleźli się również rodzice, którzy zakupili kolorowe chustki na szyję dla każdego dziecka. Przejazd autokarem także kosztował niewiele, gdyż sfinansował go ojciec dziecka będący kierowcą. Wszystko układało się w nienagannym porządku. Mobilizacja w organizacji była wspaniała. Już wczesną wiosną wszyscy mówili o biwaku, choć do czerwca było jeszcze sporo czasu. Dzieci rozmawiały między sobą o plecakach, które same zapakują, o śpiworach, które trzeba pożyczyć od znajomych... Byłam zadowolona i jednocześnie zaskoczona - jak bardzo wszyscy przejęci są wyjazdem. Ogarnął mnie pewien niepokój, obawa przed wyzwaniem, którego się podejmowałam. Pilnowałam wszystkich punktów ujętych w planie działań, realizując je w kolejności. Przygotowałam deklaracje potwierdzające zgodę na wyjazd dziecka, harmonogram przebiegu biwaku, informację z adresem miejsca zakwaterowania i numerami telefonów kontaktowych dla wszystkich rodziców indywidualnie. Wszystkie powyższe informacje otrzymali oni podczas zebrania w miesiącu maju. Do dyrektora placówki skierowałam pismo, w którym przedstawiłam swój plan działań związanych z biwakiem, scenariusz całego wyjazdu oraz listę opiekunów, a wśród nich rodziców oraz dyrektora przedszkola. O organizowanym wyjeździe poinformowałam także Wydział Edukacji oraz prasę lokalną i rozgłośnię radiową. Po dokonaniu wszystkich formalności nadszedł upragniony przez dzieci dzień wyjazdu. Był słoneczny poranek kiedy autokar przywiózł nas do Ośrodka Wczasowego "BOROWIK" w Boszkowie położonym nad jeziorem. Najpierw odbyło się przydzielenie kwater w domkach i opiekunów. W otoczeniu zieleni 23 przedszkolaków wraz z opiekunami rozlokowało się w pokojach i rozpakowało swoje bagaże. Potem było bieganie między domkami i oglądanie wszystkich miejsc zakwaterowania. W pobliskiej stołówce czekało na nas śniadanie, które smakowało nawet największym niejadkom. Później kierownik ośrodka przywitał małych gości, przekazał kilka wskazówek o zasadach bezpieczeństwa i życzył przyjemnego pobytu. Następnie spacer po okolicy- teren ośrodka, plaża, las, jezioro i plac zabaw, na którym były huśtawki, karuzele, przeplotnie itp. Bawiliśmy się wesoło przy muzyce. Po takich atrakcjach zgłodniali poszliśmy do stołówki na smaczny obiad. Wszyscy zjedli swoją porcję, najczęściej prosząc o dokładkę posiłku. Po krótkim odpoczynku nadszedł czas na zajęcia plastyczno -techniczne na tarasie przed domkami. Z przygotowanych wcześniej materiałów i przyborów robiliśmy instrumenty, malowaliśmy farbami bawełniane, stare koszulki i wycinaliśmy je wg własnego pomysłu. Instrumenty powstały z puszek wypełnionych grochem lub ryżem. Koszulki przedstawiały motywy i wzory wymyślone przez dzieci. Wszystko potrzebne było do zorganizowania niespodzianki na przyjazd rodziców. Dzieci przebrane po "indiańsku" miały zapraszać rodziców do wspólnej zabawy przy ognisku przygrywając na swych instrumentach. Do tego jeszcze kolorowe przepaski ozdobione piórkami i wstążkami oraz ozdobne kokardy w warkoczach dziewczynek. Kiedy indiańskie stroje były gotowe , z piosenką na ustach poszliśmy na kolację. Po wyjściu ze stołówki czekała na nas niespodzianka - bryczki i konie! Pojechaliśmy na przejażdżkę po okolicy. To wszystko robiło duże wrażenie- widziałam zadowolone, roześmiane, pełne emocji dzieci, które były naprawdę szczęśliwe! Po powrocie do Ośrodka była chwila na odpoczynek, a zaraz potem czas na rozgrywki sportowe: najpierw piłka nożna, siatkówka potem rzut do celu, koszykówka. Dla wszystkich przygotowane były upominki i nagrody. Zbliżała się godzina 21 i nikt nie myślał o spaniu. Wówczas zadzwoniło do mnie kilkoro zaniepokojonych rodziców - nie byli pewni, czy ich dziecko zechce spędzić noc poza ich obecnością. Ku ich, a także mojemu, zdziwieniu nikt nie chciał jechać do domu. Z noclegiem nie było kłopotu. Każdy opiekun zadbał o opiekę i zatroszczył się o swoich podopiecznych. Śmiech, i rozmowy dochodziły z domków jeszcze o godzinie 23, kiedy to wszyscy leżeli w swoich łóżkach. Już wtedy wiedziałam, że przysłowiowa " zielona noc" to dobry pomysł. Nad ranem wszyscy dopytywali o posmarowane białym "kremem" klamki. Nikt jednak nie rozumiał jak to się stało i kto był tego sprawcą. Jeszcze przy śniadaniu słyszałam rozmowy o "nieznajomym", który przygotował "zieloną noc." Po śniadaniu nadszedł czas na podchody. Chłopcy stanowili grupę uciekającą, dziewczynki miały za zadanie szukać. Minęły dwie godziny zanim odnaleźliśmy się. Spotkanie wspólnie zakończyliśmy pysznymi lodami. Później wróciliśmy do Ośrodka, gdzie odbywały się wspólne zabawy, rysowanie, śpiew. Wszystkie prace-rysunki zawiesiliśmy na sznurku przywiązanym do drzew. W ten sposób powstała wystawka prac dla naszych rodziców. Chętnie przebraliśmy się w stroje "indiańskie", umalowaliśmy twarze specjalnymi farbami, głowy przystroiliśmy piórkami i byliśmy już gotowi na powitanie gości. Kiedy przyjechali ogarnęło ich wielkie zdziwienie i ... nie poznali nas! Zauważyłam, jak mama jednego z chłopców rozpłakała się nie mogąc znaleźć swego "małego indianina." Było bardzo wesoło. Nikt nie myślał o powrocie do domu. Najpierw zabawa, tańce i śpiewy, potem wspólne ognisko, pląsy, zawody z rodzicami. Widziałam radość w oczach dzieci, zadowolenie rodziców i zdałam sobie sprawę, że to było godne pożegnanie z przedszkolem i z kolegami. Gdy pakowaliśmy bagaże, porządkowaliśmy pokoje i żegnaliśmy się ze sobą - było nam smutno. W oczach rodziców pojawiły się łzy, niektóre dzieci naprawdę płakały. Nigdy nie zapomnę wspólnie przeżytych chwil, wesołego śmiechu dzieci, radości rodziców. To ich zadowolenie, było również moim zadowoleniem. Dziś mogę powiedzieć, że - było warto! Miło jest czerpać radość i satysfakcję z radości i uśmiechu dziecka. Przyjemnie jest robić coś dla innych, zwłaszcza zaś - dla dzieci. Wyrażam ogromne podziękowanie wszystkim, którzy przyczynili się do zorganizowania biwaku.
Opracowanie: mgr Edyta Kaczmarek Wyświetleń: 1171
Uwaga! Wszystkie materiały opublikowane na stronach Profesor.pl są chronione prawem autorskim, publikowanie bez pisemnej zgody firmy Edgard zabronione. |