Katalog

Przemysław Waszak, 2010-04-12
Toruń

WOS, Recenzje

Recenzja: Ruth Benedict, „Chryzantema i miecz. Wzory kultury japońskiej”, Warszawa 2003, ss. 296. Państwowy Instytut Wydawniczy. Przełożyła i przedmową opatrzyła Ewa Klekot

- n +

Zainteresowanie Japończyków Polską zaczyna się od kontaktu z muzyką Chopina. Wiele mówi tytuł znaczącej wystawy „Chopin-Polska–Japonia”. Dla Polaków Chopin jest bardzo ważny – serię płyt muzyki poważnej wielu europejskich kompozytorów zatytułowano wielkimi literami „Chopin” i małym druczkiem „i muzyka romantyczna”. Japończycy uczestniczą w wielu konkursach muzyki poważnej w Polsce, grając nie tylko utwory Chopina, zajmując wysokie miejsca.

W sezonie turystycznym przed otwarciem Muzeum Czartoryskich, przy drzwiach ustawia się niewielka grupka turystów, przeważają Japończycy. Zainteresowanie Japończyków naszym krajem nie jest dla nas tak ważne, jak nasza ciekawość Japonii. Zalety Japończyków, do których należą zachowania, które wymieniliśmy – miłość do sztuk i ich ciekawość naszego kraju sprawiają, że chcemy też poznać Japonię i jej naród. Zaczynamy czytać o Japonii czy też przypominamy sobie znane nam informacje. Tak więc Japonia zajmuje pierwsze lub czołowe miejsca w wielu dziedzinach produkcji światowej, ogólnie jest to drugi kraj po USA. Cechuje się najwyższą średnią długością życia na świecie, bardzo wysokim wskaźnikiem uniwersytetyzacji (liczby studentów na 1000 mieszkańców). Sięgamy po ich kulturę – znaną z wykładów, książek, filmów, reprodukcji – i tu kolejne punkty dla Japonii. Cóż to za naród – czy Ruth Benedict odpowie nam na to pytanie?
Sam tytuł książki już zapowiada antynomie i komplikacje, związane z omawianą kulturą. Nie jest on przypadkowy. W 1987 roku Zofia Alberowa jeden z rozdziałów swojej książki nazwała podobnie – „Miecz i kwiat wiśni”. W bibliografii „O sztuce Japonii” nie ma pozycji Benedict, ale to tylko oszczędny wybór bibliografii i zapewne Alberowa mogła znać tę pozycję i zgodziła się z tym określeniem Japonii. Podkreślała kult miecza i jego obecność w dziełach sztuki. W książce Benedict obecny też będzie kult wartości wojowniczych, choć i estetycznych czy po prostu widoczne będą przyjemności (choć zajmujące poślednie miejsce w hierarchii ważnych rzeczy człowieka). „Chryzantema…” ukończona tuż po II wojnie światowej była pisana na zamówienie rządu amerykańskiego – zwrócono się do antropologów, znawców kultury o sporządzenie charakterystyki państwa, z którym toczono wojnę i ustalenie strategii podejścia do niego.
Pierwsi antropolodzy byli kolonizatorami, głosili prymat białego człowieka. Benedict należy już do nowoczesnego nurtu badań. Uważa, że nie ma lepszych i gorszych kultur, iż kultury należy opisywać zgodnie z ich własnymi kategoriami. Jest przedstawicielką relatywizmu antropologicznego. W swoich wywodach autorka często porównuje Japończyków do Amerykanów, jest to też książka o jej narodzie. Dwa razy wymienia nazwę Polski. Jeżeli spojrzymy na potwierdzone archeologicznie, historycznie dokonania Celtów z czasów Imperium Rzymskiego lub chociażby na ich sztukę – wspaniałe fibule, to stwierdzimy, że równouprawnienie kultur jest słuszne. Benedict podeszła do tematu neutralnie politycznie, choć nie wspomniała o bombach atomowych. Zrobił to przejmująco i artystycznie w 1959 roku film francusko – japoński ”Hiroszima moja miłość”. Autorka zastosowała sprawdzony warsztat antropologa. Widać w jej tekście odniesienia do kwestii technicznych. Brakowało jej bytności w badanym kraju. Spotkałem się z tego powodu z zarzutem, iż ta praca była odtwórcza – powstała bowiem tylko na podstawie literatury i zeznań nielicznych osób. Nie można się z tym zgodzić. Praca Benedict broni się sama. Wówczas badania na miejscu nie były możliwe, zaś sama Autorka mówi, iż nie trzeba badać miliona Japończyków by dojść do właściwych wniosków. Właściwie to badania statystyczne można by uznać w pewnych przypadkach za odtwórcze, bo wykonywane automatycznie.

Zwykle, chcąc się czegoś dowiedzieć, czytamy współczesne książki. Traktują one o współczesnych narodach, ludach lub o ich historii, zwykle chronologicznie. „Chryzantema…” nie należy ani do jednych ani do drugich. Jest ujęta problemowo. Czy jest sens czytania książki sprzed niemal 60 lat, pisanej dla ówczesnego czytelnika, z naciskiem na współczesność przedstawianego zagadnienia? Praca ta zachowała jednak swoją aktualność. Oglądając współczesne filmy japońskie i słysząc często zdania w rodzaju „Ten dowódca wie co to honor”, oglądając naradę japońskich dowódców z „Tora, tora, tora”, jak mówią, że niehonorowo zaatakowali 5 minut przed wypowiedzeniem wojny i że to źle rokuje lub widząc podkreślenie etosu pracy, poświęcenia się, profesjonalizmu czy wojownika jak u Kurosawy to przywołuje się w pamięci niektóre zdania z dzieła Benedict.

Japończycy to najbardziej obcy przeciwnicy Amerykanów w czasach II wojny światowej. Ich charakterystykę można opisać oksymoronami jak chociażby „lojalny zdrajca”. Ujawnia się ich dualistyczny charakter. Autorka mówi o armii robotów, w której panuje dezercja. Później już jednak o tym nie wspomina, podkreśla zaś ofiarność i wierność żołnierzy cesarzowi w imię „chu”. Sądzono, że Japończycy będą walczyć do ostatniego schronu w górach – zdecydowano się na zrzucenie bomb atomowych. Stało się tak, mimo, że można było toczyć wojnę konwencjonalnie. Pewną rolę odegrało tu pokazanie nowej broni Stalinowi (poinformowano go nawet oficjalnie o bombie). Stalin wiedział o pracach nad bronią jądrową od dawna (miał szpiegów) i nie przejął się tak bardzo pokazem siły w Hiroszimie, jak znajdujemy w jego biografii pióra historyka Edwarda Radzińskiego.
Antropologia w przypadku ludów bez piśmiennictwa jest utrudniona. Japończycy zaś uwielbiają pisać o sobie, choć pomijają rzeczy dla nich bliskie a dla nas istotne. Widać tu krytyczne podejście Benedict do źródeł (czytała te książki jak Darwin) i szerokie spojrzenie. Badała jak Japończycy odbierają filmy o nich, a nie jak ona to robi. Mówi się, że „Japończycy robią wszystko na odwrót” – musimy być świadomi różnic, które są dla nas danymi a nie utrudnieniami. Studia porównawcze i analiza przyzwyczajeń, stereotypów powiedzą nam więcej niż traktaty dyplomatów. Ustalone zachowania z życia codziennego łączą się w system. Wzór życia społeczności jest podstawą jej bytu. Wszystko się ze sobą przeplata – dogmaty religijne i gospodarcze. Autorka odpowiada na pytanie, co sprawia, że Japonia jest krajem Japończyków. Nieznajomość tego zagadnienia powoduje, że kraje się nie rozumieją. Benedict opowiada się za szanowaniem różnic pod warunkiem bezpieczeństwa świata. Nasuwa się tu pytanie – ale czy też bezpieczeństwa grupy, jednostki? Amerykanie narzucają swoje zasady. Tak jest i obecnie. Właściwe postępowanie z narodami czy społecznościami, z którymi prowadzi się zmagania wojenne jest i obecnie ciężkim orzechem do zgryzienia dla naukowców i wojskowych. Błędnie przyjmowano, że zasady ludów cywilizowanych w ramach dorobku europejskiego są oczywiste.

Autorka często podkreśla różnice Zachodu i Japonii. Wysuwa argumenty Ameryki, choć właściwie ogólnoludzkie – „żyj i pozwól żyć”, nieograniczanie przedsiębiorczości. Dla Japończyków niezależność oznaczała anarchię. Najważniejsza była hierarchia i zajęcie właściwego miejsca. Celami Japonii było podporządkowanie Chin i usunięcie USA, Rosji, Wielkiej Brytanii. Postulowano przeciwstawienie wiary w ducha amerykańskiej wierze w rzecz. Duch miał zwyciężyć ciało, a nawet śmierć. Wszystko według Japończyków jest zaplanowane, nawet niepowodzenia, bo sami tego chcą. Najgorsze jest to, co nieprzewidywalne. Nawet ratować się ze statku należało z najwyższą godnością – jest coś w tym z „Kapitan opuszcza statek ostatni” lub „ pozostaje na mostku tonąc razem ze swoim okrętem”. Z zeznań prawie wszystkich jeńców wynikało, że „Japonia bez cesarza nie jest Japonią”. Cesarz, który pozostawał w cieniu – jest świętością. Żołnierze japońscy nie mieli się w ogóle poddawać. Toteż ich stosunek żywych do strat po walce wynosił nawet 1:120. W Europie poddaje się zwykle, gdy taki stosunek wynosi 4:1. Przy 2:1 mówi się o demoralizacji. Spartanie jednak walczyli pod Termopilami do końca. Japończycy dziwili się, że Amerykanie nie wstydzą się niewoli i byli nieprzygotowani na branie jeńców, surowo karali ich arogancję. Japończycy zamiast pójść w niewolę gotowi byli zabierać ze sobą przeciwników w samobójczym ataku. Jest to właściwie topos – np. w „Kanale” Wajdy tak czyni ranny powstaniec, grany przez Leona Niemczyka. Jeszcze bardziej ten sposób myślenia widać na przykładzie kamikaze. Jeden ochotnik kamikaze był także w polskiej armii. To, że Japończycy obierają inną drogę od naszej zachęca do stawiania pytań.
Amerykanie głoszą równość, Japonia – właściwe miejsce. Jest ono oparte na różnicach klasowych, płci, wieku, koligacjach rodzinnych, dotychczasowych stosunkach i okolicznościach. To wszystko formuje hierarchię. Dom rodzinny jest miejscem jej nauki. Ukłonem oddaje się prawo decydowania w swoich sprawach. Wielką rolę odgrywa miłość synowska (przejęta z buddyzmem w VII/VIII wieku zmodyfikowana) a także wierność wobec swego pana. Nazwiska w Japonii posiadała tylko szlachta i samurajowie, inaczej niż w Chinach, gdzie istniały wielkie klany. W Japonii czci się niewielu przodków (do III pokolenia), za to codziennie. Autorka porównuje ten system do rodziny francuskiej. Ważna jest też rola starszego brata, dość niska natomiast pozycja kobiety, choć i tak znaczyły one wówczas więcej aniżeli Hinduski czy Chinki. Widoczne jest podporządkowanie starszym, ale inaczej niż w autorytarnych rodzinach pruskich. Posłuszeństwo zachowuje się w imię najwyższej wartości. Brak jest prawa pięści. Z uwagi na to, że w Chinach nie było kastowości, dostosowano ten system, jak i wiele innych jego elementów przy zapożyczaniu z tego wielkiego państwa. Przyjęto buddyzm, bo był religią doskonale chroniącą państwo. Japończycy są właściwie wyjątkiem, bo planowo przyjęli obcą (chińską) cywilizację, choć brak u nich np. chińskiej biurokracji. Minamoto został I dziedzicznym szogunem. Cesarz pozostał, ale tylko jako figurant, choć rytualnie nadawał uprawnienia szogunowi. Wiek XVI to wiek wojen domowych. W 1603 roku Ieyasu dokonuje zjednoczenia i rozpoczyna epokę Tokugawów, trwającą aż do 1868 roku. W tym czasie także występuje dwuwładza. Pozycja każdego samuraja, „daimyo” jest dziedziczna. O pozycji świadczy napis na drzwiach, strój, pożywienie, dom. Występowały 4 kasty – samuraje, rolnicy, rzemieślnicy, kupcy oraz podobni hinduskim pariasom – „eta” – niedotykalni, nawet nie liczeni, trudniący się zawodami objętymi tabu. W XVII wieku wprowadzono izolację (oprócz portu w Nagasaki od roku 1640). Kupcy byli źle traktowani, bo byli destrukcyjni dla feudalizmu. Wchodzili jednak w związki z biednymi samurajami. Samuraje oprócz wojowniczego zajęcia, możliwości ścinania na miejscu osób z niższych klas oddawali się np. teatrowi, piciu herbaty. Chłopi mieli zagwarantowaną ziemię. Rozbrojono ich, zaś samurajom dano niskie renty przy jednoczesnym wysokim (40%) obciążeniu chłopów. Sprawiało to, że te klasy ograniczały swoje rodziny – pytanie, czy w zgodny z etyką sposób (wiadomo np. o zabijaniu starców w Chinach). Liczne były bunty chłopskie. Składali oni skargi i nawet przy ich korzystnym rozpatrzeniu przywódców buntu ścinano, co aprobowali wszyscy. „Daimyo” dla bezpieczeństwa musieli przebywać w stolicy lub pozostawiać tam swoją żonę. Cesarz był odosobniony w Kioto, dopiero w 1858 roku świat się o nim dowiedział – był on „świętym więźniem naczelnego wodza”. Popierano separatyzm ziem.
Odwaga i siła Japonii tkwi w dopasowaniu a nie buncie. Hierarchia zapewniała pewność bytu. Panował porządek i bezpieczeństwo. W Europie za końcem feudalizmu stała klasa średnia. W Japonii ta klasa nabyła status wyższy na zasadzie obopólnej korzyści. Brak w Japonii Rewolucji czy Wiosny Ludów.
Pod naciskiem floty Percy’ego dokonano reformy Meiji – zlikwidowano dwuwładzę, wysokie podatki chłopów, zwolniono samurajów i „daimyo”, dając im renty. Nakazano nawet obcięcie warkoczy. Tak radykalne reformy, notabene też ścinanie bród znamy z czasów Rosji Piotra I. „Eta” otrzymali prawa. Otwarto wszystkie granice. Dawni samurajowie założyli przedsiębiorstwa – powstała nowa ekonomia. Już wtedy pojawiły się (odrzucone) plany inwazji Korei. Bunt Saigo pokonała niesamurajska armia. Mimo rozbrojenia chłopów istniała naonczas w Japonii ich tradycja obrony, o czym świadczy choćby niebezpieczna broń – „naginata”, czyli ostrze osadzone na sztorc na długim drzewcu. Japonia dopiero w drugiej połowie XIX wieku wyszła ze średniowiecza, ale za to w jakim tempie. Pojawili się kierujący władzą, sprawni politycy – Ich Ekscelencje. Japonia otrzymała oktrojowaną konstytucję, wzorowaną na zachodnich, a nawet parlament, choć utrzymano hierarchię, która miała być najkorzystniejszym wyjściem.
Najmniejszą jednostką społeczeństwa jest grupa 5-10 rodzin z naczelnikiem. Na wsi nazywa się to „buraku”. Bardzo ważną rolę spełniało biuro spraw wewnętrznych, przechowujące akta osobowe. Poświęcano im wiele uwagi. Każdy obawiał się o ich nieskazitelność. Samorządy lokalne pozostawały poza partiami. Pracownicy państwa (policja, nauczyciele) byli często przenoszeni. O tej samej porze w całym kraju uczestniczono w tej samej lekcji. Odpowiednik wyznaczania z góry funkcjonariuszy publicznych Autorka znajduje w Holandii. Państwo to najwyższe dobro. Obowiązkowy stał się kult narodowej jedności i wyższości – narodowy szintoizm, będący kursem historii. Posiadał on aż 110 tysięcy świątyń. Nie była to zbyt wymagająca religia, cechowały ją częste pielgrzymki i świętowanie. Podróże do miejsc świętych przypominają średniowieczną Europę – powstanie ambitów kościołów w centrach pielgrzymkowych miało służyć usprawnieniu ruchu rzesz pielgrzymów. Z całej Europy podążano do św. Jakuba da Compostelli w Hiszpanii.

Jeżeli chodzi o wojsko to osiągnięciem było zdobywanie stopni oficerskich za zasługi. Oddziały formowano z jednej okolicy i stacjonowały one w jej pobliżu. Wojskowi byli niezależni i mieli duże wpływy. Kształcono przemysł, zwłaszcza ciężki, następnie przekazano zakłady „zaibatsu” – finansowej oligarchii. Jedynie fabryki zbrojeniowe pozostały państwowe i otrzymywały specjalne fundusze rządowe. Przemysł lekki i konsumpcyjny, który właściwie powinien rozwijać się pierwszy był domeną przydomowych warsztatów, bazował na taniej sile roboczej i obywał się bez nowoczesnych technologii. Wrogość społeczeństwa budził „narinkin” – nowobogacki, którego pozycja finansowa nie miała odzwierciedlenia w hierarchii. Benedict nawiązuje znów do równości i wolnej przedsiębiorczości w Ameryce. Mówi, że tak jak te wartości były oczywiste dla Amerykanów tak hierarchia jest dla Japończyków częścią masowej wyobraźni. Podkreśla jednak, że ambicje narodowe nie nadają się na eksport i że nie można wymagać od innych tego samego, co od siebie. Należy nadmienić, że przedsiębiorczość jest obok takich czynników, jak kapitał, popyt i podaż najważniejszym czynnikiem powodzenia przedsięwzięcia. Zapomina się o tym w paternalistycznych systemach, jak w PRL-u.
Istotną częścią świadomości Japończyków jest dług albo raczej rozliczne długi, którymi bardzo się przejmują. Mówią, że człowiek jest dłużnikiem stuleci. Poza tym dług wobec współczesnych rośnie z dnia na dzień. Zawsze coś komuś zawdzięczamy – formuje się w ten sposób sieć wzajemnych zadłużeń. Nie rozmawiają o zobowiązaniu – „on”. Łatwo się obrażają. Dźwigają swój dług, jak potrafią najlepiej. Dług nakłada na nich ktoś stojący wyżej w hierarchii. Pierwszym „on” jest „on” wobec cesarza – „ko-on”. „On” wobec rodziców spłaca się częściowo wychowując własne dzieci (ciągłość rodu jest bardzo ważna w Japonii). Gdy widzimy, że Japończycy nie pomagają komuś – np. na ulicy, choć mogliby, to nie jest to przykład znieczulicy tylko niechęci nałożenia na kogoś „on”. Japońskie „dziękuję” mówi się na wiele sposobów i zawsze oznacza ono pewne zakłopotanie. Obecnie w filmach czy na stacjach benzynowych słyszy się zwykle „arigato” – najmniej dwuznaczne, w czasach Benedict przyjęte w nowoczesnych domach handlowych. Inny przykład podziękowania – „katajikenai” – oznacza „utrata twarzy”. Tam, gdzie występują relacje „on” brak jest przyjaźni. Ciężkim przeżyciem dla Japończyków jest „haji” – wstyd. Autorka porównuje go do relacji w młodzieżowych gangach czy u chorych na neurozę. Czyli zamkniętych grup, jednostek z kodeksem, hierarchią, których wyraźne ślady znajdziemy choćby w literaturze młodzieżowej jak u Ferenca Molnara „Chłopcach z placu broni”. „On” powinno się przyjmować tylko od prawego człowieka. W innych przykładach „on” może nie być (w naszym rozumieniu) spłacane przez dzieci – gdy ojciec wpierw nałoży na nie zbyt duże „on”, poświęcając się a potem jego postępowanie zacznie odbiegać od ideału. Przyjęcie „on” jest hojnością, samo zaś nakładanie budzi niechęć. „On” można porównać do rachunku bankowego wpływów i spłat.
„Gimu” to zobowiązanie, którego nigdy się nie spłaci. Otrzymuje się je w momencie urodzenia, od rodziców i od cesarza. Jest to zobowiązanie bezwarunkowe. „Gimu” może powodować branie poważnej winy na siebie, by chronić rodzica. Istnieją jednak pewne odstępstwa od zasad japońskich – nowoczesne kręgi „modan” w czasach autorki. „Chu” (obowiązki wobec cesarza) uznają wszyscy obojętnie czy wierzą, że jest on z rodu Amaterasu (bogów) jak chłopi, czy nie – jak inteligencja. Nawet bóg po japońsku nazywa się „głowa”, czyli wierzchołek hierarchii. Cesarz jest symbolem jedności Japonii, jego orędzia nie muszą być konkretne, merytoryczne, czy częste. Wystarczy samo istnienie jego osoby.
Benedict podaje, że kapitulacja nastąpiła 14 VIII 1945 roku Czytałem jednak o bezwarunkowej kapitulacji dopiero 2 IX 1945 roku. Wszyscy wówczas odłożyli broń, nawet jeśli byli daleko od Japonii nawet, stracony później, Tojo. Wobec Japończyków szukano różnych, krańcowych rozwiązań, w tym liberalizacji. Autorka podkreśla, że nie byli oni narodem zachodnim, który powszechnie akceptował totalną wojnę. To poddanie dziwi też z punktu widzenia historii I i II wojny światowej. W II wojnie nie powtórzono błędu nie doprowadzenia do rzeczywistej klęski Niemiec (w momencie ich kapitulacji w 1918 roku granice frontu były poza terytorium Niemiec i to nawet daleko, jak na wschodzie). Benedict, omawiając specyfikę długów Japończyków daleka jest od permisywizmu – nieograniczonej tolerancji i braku zakazów obyczajowych.
Kolejnym długiem jest „giri” - bezustannie się do niego odwołują, jest ono ich rodzimą specyfiką (choć pewne podobieństwa „giri” wobec własnego imienia to niemieckie „Die Ehre”). W pewnych momentach „giri” może być wyższe od „chu”. Jest też przyjmowane niechętnie. Pogodzenie „giri” i „chu” jest tematem opowiadań. „Giri” zmusza do czegoś. Wypełnia się je bojąc się wstydu. Ma ono charakter określonej spłaty.
Japończycy cechowali się umiłowaniem samokontroli – Samuraj nie odczuwał głodu, bólu. Przypominają się w tym miejscu opowieści o bohaterach wojennych, twardych żołnierzach – Gurkhach, czy pewnej postaci boksera z „49 opowiadań” Hemingwaya czy nawet bohatera „Starego człowieka i morze”. W Japonii nauczyciel nie może przyznać się do błędu. Zaskakuje zatem, jak przy takiej postawie dokonał się rozwój nauki i techniki. Istnieje w Japonii instytucja pośrednika – by uniknąć porażki. Tradycja swata w Polsce jest też długa. „Giri” to nie tylko wierność, ale i cnota, a może nią być też zdrada. Przykładem „giri” jest opowieść o 47 samurajach czy raczej roninach, jak pisze Alberowa, gdyż ronin to samuraj, który utracił swego pana a tak jest w tym historycznym przypadku z 1702 roku. Po oczyszczeniu własnego imienia i spełnieniu obowiązku wobec swego „daimyo” 47 roninów popełnia „seppuku” by wypełnić „chu”, któremu się sprzeciwili. Samobójstwo ceni się w Japonii. U nas też traktuje się je, jako najwyższą ofiarę, jak samospalenie studenta na ulicach Pragi w proteście przeciwko Związkowi Radzieckiemu. „Seppuku” po niespełnieniu misji pokazano w westernie „Samuraj i kowboje”. Posągowość i moralność bohaterów westernu czy Indian zdaje się mieć konotacje z charakterystyką Japończyków. Samospalenia miał też dokonać bohater „Malej apokalipsy” Tadeusza Konwickiego, co w tej powieści miało podkreślić jego dylematy moralne i tragizm, groteskę jego czasów. Statystyki pokazują jednak, że w Japonii nie ma aż tak wielu samobójstw.

Mieszkańcy kraju kwitnącej śliwy, mimo że należą do kręgu buddyzmu cenią uciechy. Należy do nich gorąca kąpiel, występująca we wszystkich warstwach społeczeństwa. Obowiązuje zgodna z hierarchią w rodzinie kolejność brania jej. Z drugiej strony podobnie jak Spartanie Japończycy hartują się w zimnie. Romantyczna miłość to przedmiot powieści. Małżeństwo stanowią dwie równoprawne tudzież oddzielone sfery. Jedna to żona i jej cel – dzieci. Drugą mogą być gejsze, utrzymanki, prostytutki. Benedict nie wspomina o ojrach, czyli gejszach najwyższej klasy. Przyjemnością jest też alkohol, ale nie pozwala mu się zawładnąć sobą. Brak pewnego dualizmu ciała i ducha, jeśli chodzi o przyjemności, aczkolwiek zachowują się prawa, o których mówiliśmy wcześniej – zwycięstwa nad materialnością. Nawet japońscy bogowie mogą być zarazem dobrzy i źli. Jeden z najbardziej znanych - Susanoo popełnia liczne wybryki obrażając Amaterasu między innymi wrzucając do jej sali obdartego ze skóry konia. W innej wersji – samą skórę, jak pisze japonista Stephen Hodge w „Wielkim atlasie mitów i legend świata”. Namiętności ludzkich nie należy potępiać.
Sztuki, powieści, filmy rzadko mają „happy end”. Częściej pokazują tragizm i wywołują współczucie. Japońskie filmy wojenne to dla Amerykanów propaganda pokojowa, gdyż poświęcone są w całości ofiarom i cierpieniom. Pod znakiem zapytania stawiam wobec tych treści scenę wiwatujących do kamery żołnierzy japońskich w „Imperium słońca” Stevena Spielberga. Nieważny jest cel wojny, tylko spłata „on”.
Największą obelgą jest stwierdzenie: „Nie wiesz co to giri”. Wychodzenie poza krąg „giri” jest związane z wykluczeniem. Z „giri” zwalnia jednak otrzymana obelga. Mówi się o czasach, gdy „giri” spełniane było z chęcią. Wyższe od tego zobowiązania jest „giri plus szczerość” – nieograniczone poczucie „giri” – wówczas do zadośćuczynienia nawet „seppuku” może nie starczyć, choć podług Japończyków śmierć zwalnia z obowiązku. Inaczej sądzono w XIX wiecznej Rosji, gdy próby samobójstw były surowo karane. W tym samym czasie romantyzm często podejmował temat samobójstwa, jak choćby w „Cierpieniach młodego Wertera”. Występuje on też w „Dziadach” części II i IV, pod postacią Widma i Gustawa (ta sama osoba). Elementem „Dziadów” jest ocena moralna samobójstwa jak też przenośnia – samobójca, jako żywy - umarły dla świata. Pewien zamęt w wartościach japońskich chciano wprowadzić z restauracją Meiji, gdy wydano święte pisma Japonii – „Orędzie do żołnierzy…” i „Dekret o wychowaniu…” cesarza, które przed wszelkie cnoty (zwłaszcza „giri”) stawiały „chu”. Autorka analizuje też znaczenia „makoto” – szczerości, zalety ponad kręgami „chu”, „on”. Nie jest to jednak szczerość w naszym rozumieniu, lecz gorliwość w wypełnianiu kodeksu moralnego. Benedict określa ją jako użyteczny termin. Widać tu warsztat Benedict. Przypominają mi się zdania obszernej i powszechnie uznanej syntezy fizyki Resnicka i Halidaya, w której autorzy podawali wiele wyjaśnień danego terminu (Jak czyni to Benedict w przypadku np. „giri”), lecz wymieniali przekornie jedno krótkie – „istnieje (po prostu) użyteczna wielkość zwana (np.). przyspieszeniem kątowym”. Autorka stosuje podział na kultury winy (grzech, absolutne wartości, sumienie) – chrześcijańskie w szczególności jak sądzę i wstydu, jak Japończycy, którzy czują się zakłopotani, gdy powinni czuć się winni.
Zetknięcie Japonki z uczelnią amerykańską wywołało w niej złość, gdyż Amerykanie radzili sobie bez wpojonych w Japonii zasad. Japończycy przywykli do życia w Ameryce czują, że nie potrafiliby już sprostać wymaganiom systemu zobowiązań i wychowania.
W Ameryce zachowały się szczątki dyscypliny, podczas gdy w Japonii samokontrola stanowi podstawę oceny. Celem opanowania siebie jest profesjonalizm i coś więcej – wola ma zapewniać panowanie nad ciałem. Dyscyplina jest źródłem siły. Podobnie jest i w naszych kulturach w sporcie, nauce, muzyce czy chrześcijaństwie. „Muga” to mistrzostwo, oznacza ono wolę jednolitą z czynem. Autorka powtarza o ćwiczeniach w zimnej wodzie. Porównuje praktyki samuraja i Szymona Słupnika. Nadmienić należy, że choć Szymon Słupnik znalazł w swoich czasach wielu naśladowców obecnie jest raczej negatywnie oceniany. Być mistrzem to najwyższa nagroda, oznacza ona wolność, smakowanie w pełni życia.

Praca Benedict przyczyniła się do naszego poznania Japonii. Zaciekawiła nas tematyką kraju kwitnącej wiśni i sprawiła, że sięgamy chętniej po dzieła traktujące o ojczyźnie samurajów, po wytwory jej kultury. Uświadomiła nam znaczenie różnic kulturowych, pokazała jak rozumieć postępowanie, zachowanie tego narodu, tak różne od naszego.
Wyświetleń: 3249


Uwaga! Wszystkie materiały opublikowane na stronach Profesor.pl są chronione prawem autorskim, publikowanie bez pisemnej zgody firmy Edgard zabronione.