Katalog

Małgorzata Sprycha
Muzyka, Różne

Ocena literatury pedagogicznej z zakresu wychowania muzycznego

- n +

Ocena literatury pedagogicznej z zakresu wychychowania muzycznego.doc

Poprosiłam moją koleżankę, muzyczkę z wykształcenia, aby w swojej domowej biblioteczce wyszperała kilka książek, których treść w jakikolwiek sposób wiązałaby się z muzyką. I owszem dostałam fachową literaturę, która jest godna przeczytania nawet bez specjalnego nakazu(czytaj nakazu pani Rataj). Bo czy nie warto wiedzieć więcej o Czajkowskim z powieści Anatola Stojki "Symfonia tęsknoty i nadziei", czy o Puccinim Ja'nosa Bo'kay'a z książki "Cyganeria i motyle", czy wreszcie poznać coś więcej niż zwyczajowy życiorys Chopina z książki "Tam - gdzie Chopin chodził na pół czarnej..." Janiny Siwkowskiej.

Niestety, nie zgłębiłam treści tych książek, gdyż - po pierwsze, wszystkie są sprzed roku 1990, po drugie wydały mi się mało przydatnymi lekturami do pogłębienia mojej ogólnej wiedzy muzycznej, a po trzecie mam ograniczony czas dla swoich własnych potrzeb i przyjemności (także intelektualnych) z powodu absorbującego pod każdym względem syna dwulatka. Z tych powodów, te oraz kilka innych książek musiały zostać odrzucone. Ostatecznym źródłem wiedzy, z którego korzystałam, aby napisać tę pracę, były książki z mojej własnej i pedagogicznej biblioteki. (W księgarniach mojego miasteczka jakichkolwiek książek muzycznych - brak).

Książką wartą prześledzenia dla mnie nie tylko jako nauczyciela sztuki, ale zwłaszcza jako matki wprowadzającej swoje dziecko w świat pełen obrazów i dźwięków jest książka napisana pod redakcją Bronisławy Dymary o tytule "Dziecko w świecie muzyki".

Już na początku jednego z pierwszych rozdziałów autorka, zapraszając nas do świata muzyki, zachwyca się... ciszą. Mówi o niej "ciszę można pić, chłonąć, kontemplować, odnajdywać; ciszą można leczyć się, zachłystywać". Sama ją uwielbiam. Ja - osoba, która kiedyś wszystkie niemal czynności domowe wykonywałam, słuchając jednocześnie głośno ulubionej muzyki, teraz lubię ciszę. Myślę, że po pracy w dzisiejszej hałaśliwej szkole mój organizm potrzebuje spokoju. Niestety, potrzeby uczniów są całkiem inne, czego doświadczam, pracując w szkolnej świetlicy. Odkąd znajduje się tam dobry sprzęt grający, prawie zawsze jest włączony, nawet przy braku słuchaczy. "Wracając do ciszy", autorka zauważa słuszny układ komunikacyjny pomiędzy: słowem (poezją) - muzyką - ciszą, który wyzwolić może od niebezpiecznego w szkołach pośpiechu i stać się zaczynem twórczego rozwoju uczniów. W wielu szkołach, w mojej także są uczniowie uzdolnieni w jakimś kierunku, piszą wiersze, muzykują, mają talent aktorskiego komediowania. Wszak wiele pomysłów rodzi się w ciszy. Nauczyciel musi być jednak elementem zapalającym, który pozwoli się roziskrzyć przyszłym wielkim gwiazdom.

Wybierając się w dalszą podróż po krainie muzyki, opuszczamy z żalem terapeutyczną ciszę i przenosimy się do świata dźwięków. Już w klasach młodszych prosi się dzieci o naśladowanie dźwięków stworzonych przez naturę tzn. "głosów przyrody" i nie tylko przyrody. Jest to dla uczniów ciekawa zabawa, w której mogą zaprezentować swoje, często "hałaśliwe" zdolności naśladowcze.

Świat dźwięków jest szczególnie interesujący dla niemowląt i nieco starszych dzieci, tzn. tych, które dopiero go odkrywają, a piszę o tym na przykładzie obserwacji własnego dziecka. Wiem też, że dla dwulatka jest to świat przyjemnych, ulubionych dźwięków, ale też i takich (odgłos lecącego samolotu), od których ucieka się z podwórka do domu i zamyka drzwi na klucz. Nie wiem skąd wziął się ten lęk i jak dziecku pomóc go pokonać?

Świat wokół nas tchnie muzyką. Autorki tego zbiorku nie mylą się więc pisząc że: "Muzyka to odgłosy przyrody: szemrzące strumyki, szum drzew, śpiew ptaków, zawodzenie wiatru, to" koncert "spadających kropli deszczu brzęczący o szyby i parapety; to odgłosy nawoływania pasterzy, dźwięk fujarki; to wreszcie odgłosy ulicy: klaksony, alarmy, uliczni grajkowie, zgrzyty i świsty kół, tętent kopyt, turkot pędzącego pociągu; to wszelkie odgłosy domu - od pobrzękiwania pokrywek i garnków po delikatne dźwięczenie ozdobnych dzwoneczków, gongów i instrumentów muzycznych, służących domowemu muzykowaniu". Z pewnością w tym szerokim, zacytowanym stwierdzeniu nie zawierają się wszystkie możliwości i źródła muzyki. Jednak przypomniało mi ono muzyczną zabawę z dzieciństwa. Wymyśliliśmy ją z bratem dla własnych potrzeb, a przebiegała ona następująco: jedno z nas przebywało w kuchni, drugie w pokoju (drzwi od kuchni do pokoju w domu na wsi są zazwyczaj otwarte). Osoba, która była w kuchni, uderzała np. drutem mamy od robótek ręcznych, w przedmioty znajdujące się w kuchni - garnki, szklanki, słowem wszystko, co wydaje odgłosy. Osoba która, była w pokoju, musiała (oczywiście nie podglądając), odgadnąć jakie przedmioty były uderzane. Brat jest o osiem lat starszy ode mnie, więc zazwyczaj wygrywał konkurs. Dzisiaj wydaje się to śmieszne, lecz z pewnością była to moja pierwsza zabawa z kategorii zabaw muzycznych, z wykorzystaniem instrumentów perkusyjnych.

W rozdziale "Muzyka a rozwój małego dziecka" Alina Górniok - Naglik mówi o obecności muzyki w każdym okresie życia człowieka. Jednak najbardziej optymalny czas rozwoju muzycznego, przypada pomiędzy pierwszym a trzecim, piątym a siódmym i około dziewiątego roku życia. I to się da zauważyć przebywając z dziećmi. Jednak należy jeszcze dodać, że aby właściwości te zostały wykorzystane, należy organizować dziecku kontakt z muzyką. O ile za te pierwsze muzyczne doświadczenia odpowiadają rodzice, tak do dalszego przybliżania dziecku muzyki potrzebny jest dobry nauczyciel - najlepiej muzyk z "prawdziwego zdarzenia".

Moja mama, będąc nauczycielką nauczania początkowego, już we wczesnym moim dzieciństwie zaznajamiała mnie z muzyką, śpiewając piosenki, które pamiętam do dzisiaj. Mama nadal śpiewa, tym razem mojemu dziecku, a ja wspomagam ten rozwój muzyczny piosenkami we własnym wykonaniu. Muszę się pochwalić, że mój dwulatek bardzo upodobał sobie wszystko, co jest związane z muzyką: programy muzyczne, teledyski, śpiewanki - rymowanki. Najwcześniej opanowaną przez niego piosenką była piosenka na Dzień Babci z Domowego Przedszkola - U. Smoczyńskiej- Nachtman. Zupełnie mnie zaskoczył, kiedy przez telefon zaśpiewał swojemu tacie na urodziny "Sto lat". Nie uczyłam go tej śpiewanki wcześniej i nie przygotowywałam. Myślę, że jeszcze nie raz, jak każda matka, zachwycać się będę popisami artystycznymi swojego dziecka.

Pracując z dziećmi wiejskimi, wiem jak mały jest ich kontakt ze sztuką, rozumianą w szerokim znaczeniu. Praktycznie największym źródłem przekazu jest telewizja, w dalszej kolejności szkoła, gminne ośrodki kultury. Do miasta rzadko kto jeździ w innym celu, niż na zakupy. Z doświadczenia wiem, że dziecko wiejskie, mając trzy złote chętniej przeznaczy je na chipsy, niż na szkolny koncert. Większość dzieci wiejskich nie ma potrzeby uczestniczenia w imprezach kulturalnych, zwłaszcza organizowanych w szkole. Będąc od czasu do czasu w Warszawie, wiem, jak bardzo "w tyle" jest rodzina wiejska w porównaniu z miejską. Przykładem jest to, co zobaczyłam w Muzeum Narodowym, tutaj na wystawy przychodzi się z dziećmi chyba jeszcze nie chodzącymi, przychodzi się całymi rodzinami.

Powtórzę się, mówiąc, iż dzisiejsza młodzież szkolna i dzieci wiele zyskują jeśli zajęcia w ich szkole prowadzi muzyk z wykształcenia. Jako nauczyciel z dyplomem nauczania początkowego, a uczący sztuki, zdaję sobie sprawę z własnego "niedouczenia" w tym kierunku. Na niewiele zda się fakt, iż przedmioty, których uczę - plastyka, muzyka - są pokrewne z moim osobistymi zainteresowaniami i pasjami życiowymi. Przy dzisiejszych, "okrojonych" godzinach przeznaczonych na sztukę, zupełnie nie wiem nad czym się zatrzymać dłużej, realizując program, a co pominąć jako mniej istotne. Wręcz niemożliwością jest (i tutaj wymienię moje zadania, jako nauczyciela sztuki):
- wykonać z uczniami dekorację szkoły, związaną ze zmieniającymi się porami roku,
- nauczyć ich ciekawych technik plastycznych i zademonstrować je na gazetkach szkolnych,
- uczyć nowych piosenek, treści muzycznych i sprawdzać systematycznie ich opanowanie,
- ćwiczyć z dziećmi grę na instrumentach np. fletach,
- przygotować z uczniami repertuar piosenek związanych z ważnymi uroczystościami szkolnymi,
- przygotowywać zdolnych uczniów do konkursów z zakresu sztuki..., by dobrze zrealizować te zadania na jednej godzinie sztuki w tygodniu, przeznaczonej i na muzykę i na plastykę.

Choć te rozważania odbiegają nieco od tematu pracy, tak naprawdę narodziły się pod wpływem czytanej literatury muzycznej. Pozycja "Dziecko w świecie muzyki" jest dziełem, w którym muzyka występuje w roli głównej. Autorzy poszczególnych rozdziałów, oprócz metodycznych i fachowych rad, dzielą się z nami refleksją nad wartością działań promuzycznych, nad znaczeniem związków pomiędzy różnymi obszarami edukacji a muzyką, słowem i ciszą. Książka zawiera cztery główne części o tytułach:
"Świat pełen muzyki"
"Bliżej instrumentów i pieśni"
"Edukacja integralna"
"Kreacyjne, społeczne, kulturotwórcze aspekty muzyki i muzykowania".

W każdej z czterech części powstały rozdziały, w których wypowiadają się pedagodzy z tytułami naukowymi. W swoich rozważaniach dotyczących muzycznej edukacji dziecka, szczególną uwagę zwracają na rolę nauczyciela - muzyka oraz przedszkolny wiek dziecka - jako okres największej chłonności młodego umysłu.

Wiem z praktyki szkolnej, że w wielu przypadkach w kształceniu początkowym zajęcia muzyczne czy plastyczne są zajęciami drugorzędnymi. Często wykorzystuje się je, by nadrobić zaległy materiał z ważniejszych przedmiotów - języka polskiego, matematyki. Wtedy ważne i mądre teorie, zawarte choćby w tej książce, nie mają pokrycia w praktyce.

O ile dzieci młodsze łatwiej zainteresować muzyką, o tyle trudniej dzieje się to w przypadku młodzieży, ponieważ ich muzyczne fascynacje skupiają się zazwyczaj na głośnych dźwiękach piosenek bez melodii. Muzyka, którą uczniowie nazywają "poważną" nie jest szczególnie lubiana, ani popularna wśród nich.

Podobnie wygląda zainteresowanie twórczością ludową, której autorzy poświęcają kilka rozdziałów w książce. Zawsze przy omawianiu tematu poświęconego Oskarowi Kolbergowi w klasie IV oraz kulturze ludowej, proszę uczniów o przygotowanie tytułów lub fragmentów pieśni ludowych, bądź też o ich zaśpiewanie. Zazwyczaj znajdzie się kilka osób, które podejmą się tego zadania, a mieszkając na wsi, pochodzą z domów, gdzie najczęściej starsze pokolenie posługuje się jeszcze gwarą. W swoich zbiorkach mam nagranie pewnej babci mówiącej gwarą i opowiadającej o dawnych obrzędach, zwyczajach, pracy na roli. Opowieści babci są dla uczniów spotkaniem z odległymi czasami, których sami doświadczyć mogą już tylko poprzez film np. "Chłopi", bądź przeczytanie powieści Reymonta. Ja sama pamiętam jeszcze wiejskie wesela sprzed kilkunastu lat, kiedy wracając ze ślubu autobusem, razem z innymi gośćmi, śpiewałam weselne przyśpiewki np. "Koło mego ogródeczka" czy "Siadła pszczółka na jabłoni". A wracając jeszcze do wiejskich wesel, kiedyś przed laty żadne nie mogło odbyć się bez występów tzw. "Ciotki z Ameryki". Ciotka z Ameryki była kobietą lub mężczyzną w przebraniu damskim, wjeżdżającą przed stół państwa młodych np. na budowlanej taczce. Wyśpiewując zabawne rymowanki np. "Daję tobie młoda ten kawał łańcuszka, gdyby ci uciekał (mąż), przywiąż go do łóżka", ciotka z Ameryki wręczała młodym różne prezenty, w tym przypadku łańcuch, na którym pasą się krowy. Dzisiaj takie atrakcje są rzadkością na wiejskich weselach, ponieważ coraz bardziej współczesna wieś chce dorównać miastu.

Refleksje i przemyślenia zawarte w książce, a dotyczące dziedziny sztuki zwanej twórczością ludową, utwierdziły mnie w przeświadczeniu, iż jest to ważna cząstka tożsamości i przynależności kulturowej dla młodego człowieka. I szalenie ważne jest podtrzymywanie pewnych tradycji łączących ze sobą stare i młode pokolenie. Nasze dzieci trzeba nauczyć korzystania z dorobku starszych i podpatrywania ich twórczości, by nie umarła ona wraz ze śmiercią tych, którzy ją kultywują. Mam na to wiele przykładów, lecz opowiem tylko jeden. W mojej miejscowości jest kaplica, do której na niedzielną mszę przyjeżdża ksiądz z kościoła parafialnego. W kaplicy nie ma organisty, a oprawą muzyczną mszy zajmują się kobiety zgromadzone na chórze, których średnia wieku to około 60 lat. Kto będzie śpiewał do mszy, jak tych kobiet już nie będzie, bo jak na razie kontynuatorów tych śpiewów nie widać. Pytanie zostawiam bez odpowiedzi.

Miejscowość, w której mieszkam jest niewielka i nie ma charakteru miejscowości artystycznej. Mam nadzieję, że ludowość jednak kwitnie, choćby w takich okolicach jak Kazimierz, Kurpie, Podhale... gdzie zgodnie z intencją autorów "Dziecka w świecie muzyki" wielopokoleniowe rodziny muzykują, malują i tańczą pozostawiając ślad w postaci dziedzictwa kulturowego własnego regionu.

W jednym z rozdziałów "Dziecka..." autorka wychwalała inną pozycję o tematyce muzycznej, która jest mi doskonale znana, i o której opowiem. Kupiłam ją dosyć dawno temu, za przysłowiową złotówkę, nie wiedząc że będę do niej niejednokrotnie zaglądać. Książkę pod tytułem "Tam, gdzie mieszka Muzyka" napisał Arkady Klonow i jak podkreślają muzycy godna jest wznowienia i upowszechnienia. Może być pomocą dla nauczyciela muzyki, języka polskiego, klas młodszych...

Na temat książki powtórzę za Bronisławą Dymarą iż "jest to jedna z najbardziej interesujących książek o dziecku i jego muzycznych zainteresowaniach, o jego pasjach, niezbyt popularyzowana u nas w Polsce, tak na wszelki wypadek, bo ani amerykańska ani zachodnioeuropejska (...), przepełniona sercem i mądrością".

Autor w siedmiu spotkaniach Maestro z głównym bohaterem książki - Grzesiem, prowadzi ciekawą narrację o muzyce, muzykach i instrumentach. Miłośnik i znawca muzyki czyli Maestro, każde spotkanie z dociekliwym i krytycznym chłopcem rozpoczyna w Sali Koncertowej. Czytelnik może więc, dzięki urzekającym opowieściom i atrakcyjnym ilustracjom, nie wychodząc z domu, przenieść się do filharmonii oraz w każde inne miejsce "gdzie mieszka muzyka".

Muzyczne rozmowy głównych bohaterów prowadzone są prostym i zrozumiałym językiem. W baśniowy, atrakcyjny sposób autor przybliża nam epoki, style muzyczne, instrumenty, istotę piękna, bogactwo dźwięków i "barw" muzyki, przechodząc w końcowej fazie do gruntownego podsumowania zdobytej wiedzy i umiejętności.

Książka wprowadza wiele elementarnych pojęć i wiadomości muzycznych, zawiera m.in. Muzyczny słownik Grzesia. Mimo to nie jest rodzajem encyklopedii, czy poradnika. Jest od nich o niebo ciekawsza, zwłaszcza dla dziecka.

W posłowiu do wydania polskiego, na temat tej książki wypowiada się Witold Rudziński. Mówi o niej dużo pochlebnych słów, wskazując jednak na pewne poglądy autora, mogące budzić wątpliwości. Sygnalizuje, że korzystający z tej pozycji pedagodzy, nie powinni wszystkich treści przyjmować bezkrytycznie i jeśli uznają za stosowne, winni wprowadzić pewne retusze do prowadzonych z dziećmi zajęć.

Zaglądałam do tej książki niejednokrotnie, kiedy miałam uczniom z nauczania początkowego powiedzieć coś więcej o harfie lub skrzypcach. Nawet teraz, kiedy przeczytałam ją ponownie, nie zauważyłam, że ma jakieś usterki. Cóż, taka jest rola krytyków muzycznych, by w sposób fachowy ocenić dobre i złe strony literatury muzycznej. Moja rola, po przeczytaniu tej książki, sprowadza się do wypowiedzenia o niej jedynie pozytywnych opinii. Zresztą wybór przeczytania i opowiedzenia o tej właśnie pozycji, był całkowicie świadomy. Kiedy zadała Pani pracę polegającą na wyrażeniu własnego zdania na temat trzech przykładów z literatury muzycznej, wiedziałam, że mam w swojej biblioteczce chociaż jedną muzyczną i jest nią właśnie książka "Tam, gdzie mieszka Muzyka".

Do przeczytania książki należy zachęcić raczej młodsze dzieci, z grupy wiekowej 7 - 12 lat. I raczej takie, które z dziedziny muzyki chcą się dowiedzieć więcej niż tylko to, co wyjaśnia nauczycielka na lekcji. Myślę tak dlatego, że Grześ którego Maestro oprowadza po Krainie Muzyki jest chłopcem 7 - 8 letnim. Wynika to z rodzaju zadawanych przez niego pytań - prostych, śmiałych ale pełnych dociekliwości i rozmysłu. Grześ i Maestro widnieją także na wielu kartkach tej książki, dlatego na taki właśnie określiłam wiek chłopca. Można również inne dzieci zachęcać do przeczytania książki, istnieje jednak obawa, że takie, którym "muzyka nie w głowie", odrzucą ją po przeczytaniu kilku zdań.

Książka jest naprawdę świetną pozycją dla dzieci, ze względu
na sam sposób narracji. Czytelnik poznaje - może czasem trudne i abstrakcyjne pojęcia - razem z kolegą, który mówi jego językiem i rozumie jego kategoriami. Wielką rolę spełnia w książce Maestro, który musi sprostać ciekawskim pytaniom swego rozmówcy.

Jest też przewodnikiem po Krainie Muzyki i to takim, którego warto słuchać, bo opowiada tak atrakcyjnie, że nie sposób się nudzić. Tak jest choćby w przypadku opowieści o "Jej Wysokości skrzypcach". Z książki dowiadujemy się jak wyglądał przodek skrzypiec - gęśle i że grający na nich przenieśli je "z kolan na ramię" po to, by w trakcie grania można było zatańczyć. Dwaj bohaterowie książki trafiają także do pracowni mistrza lutnictwa, gdzie poznają historię największego z mistrzów Antonio Stradivariusa. O wielkim Stradivariusie mówiono, że posiadał jakąś tajemnice wykonywania skrzypiec, bo żadne inne kopie skrzypiec mistrza nie potrafiły tak śpiewać, jak te Antonia. Sekret tkwił w Stradivariusie, który był nie tylko mistrzem w swoim fachu, on żył muzyką, głos własnych skrzypiec nosił w sobie. W pracowni lutnika było tak interesująco, że Grześ postanowił zostać w przyszłości... lutnikiem
i zrobić "swoje" skrzypce.

Redakcja książki, oprócz treści pochodzących z ust samego autora, umieściła w tekście krótkie notatki uzupełniające jego wywody przykładami muzyki polskiej. Jest to wzbogaceniem muzycznej wiedzy polskiego czytelnika. Żałuję, że muzyczny słownik Grzesia zawiera tylko wybrane pojęcia. Są one wyjaśnione tak prostym i zrozumiałym językiem, że trudne - wydawać by się mogło terminy muzyczne - bez trudu pojmą także "nie muzycy".

Jak się okazuje obie lektury muzyczne, będące treścią moich wywodów łączy wiele wspólnego:
- tytuły: "Dziecko w świecie muzyki" i "Tam, gdzie mieszka Muzyka". Oba
są zaproszeniem czytelnika w to samo miejsce,
- cel: wychowanie muzyczne dziecka, szczególnie pod kątem wrażliwości na dźwięki wszelkiego rodzaju, na muzykę codziennego życia w świecie ludzi, przyrody i sztuki,
- prezentacja instrumentów muzycznych i historia ich powstania,
- treść: obie traktują muzykę "pokarmem duszy" i elementem niezwykle ważnym w rozwoju osobowym człowieka.

Różni je jednak grono czytelników, dla których są przeznaczone. Pierwsza książka - na co wskazuje tytuł serii "Nauczyciele - Nauczycielom" - to pozycja dla pedagogów. Niekoniecznie muzyków. Powiedzmy raczej dla miłośników muzyki, miłośników świata, ludzi, kultury i przyrody, z którymi to światami wiąże się całe ludzkie życie...

Druga książka jest przykładem popularnonaukowej literatury dziecięcej traktującej o muzyce. Lecz zapewniam, że żadnemu dorosłemu osobnikowi nie zaszkodzi jej przeczytanie. To także książka, z którą powinien zetknąć się każdy nauczyciel, wprowadzający uczniów w świat muzyki. Nie ważne czy będą to uczniowie 6 czy 10- letni, ponieważ jest to lektura uniwersalna.

Trzecią książką, która "wpadła" w moje ręce jestem zachwycona. I bardzo chciałabym mieć ją na własność, by móc zaglądać przed każdą lekcją, gdy mam powiedzieć uczniom coś więcej niż jest w podręczniku o wielkich talentach muzycznych z minionych epok. Mój zachwyt spowodowany jest tym, iż nigdy wcześniej nie czytałam muzycznej książki, która napisana byłaby tak nieskomplikowanym językiem a jednocześnie tak wciągająca. Choć jest to książka skierowana do młodego czytelnika, z przyjemnością skorzystałam z "Zaproszenia do muzyki" - Małgorzaty Komorowskiej. Nie nadaję się na krytyka muzycznego bo co to za krytyk, co nie krytykuje, tylko się zachwyca. Nie napiszę o niej dużo, bo przecież nie o to chodzi, aby streszczać coś, co już raz ktoś napisał. W skrócie dałoby się powiedzieć, że książka Małgorzaty Komorowskiej to spacer przez muzyczne epoki.

"Spacerując", spotykamy mniej lub bardziej znane, mniej lub bardziej barwne postacie, które na zawsze zapisały się w świecie muzyki. I co ważne, czyta się o nich tak, jakby się czytało dobrą powieść, a nie jak konieczną do przeczytania obowiązkową lekturę. Niemal o każdym ważnym kompozytorze, autorka napisała jakąś ciekawostkę, wyszukała z jego życiorysu coś charakterystycznego tylko dla tej postaci. Bo też to i prawda, że każdy z nich był jednostką indywidualną, często geniuszem, jedynym i niepowtarzalnym.

Kiedy ja przekazuję uczniom wiadomości na temat życia i twórczości muzyków, również staram się, żeby kojarzyli ich z czymś charakterystycznym z ch życia. Czasem jest to ważny szczegół np. głuchota Beethovena, czasem mniej istotny jak to, że Bach miał dwadzieścioro dzieci, ale uczniowie przy tej okazji lepiej kojarzą postać muzyka z jego dorobkiem twórczym.

Łatwiej wpadnie w ucho ciekawa literacka opowieść niż "suche", encyklopedyczne informacje. Dzięki szerokiej wiedzy muzycznej i swobodzie pisarskiej, autorka potrafi zainteresować nas swoją książką. Przedstawia największych muzyków minionych epok, aż do współczesności. Jednak nie robi tego w tradycyjny sposób, pisząc "odtąd dotąd trwała taka, a taka epoka w muzyce a to są jej przedstawiciele". Rozdziały w tej książce, zaopatrzone w ciekawe tytuły, są ze sobą powiązane treścią, a jeśli nawet nie, to autorka niepostrzeżenie i zachęcająco przechodzi z jednego do drugiego.

Zanim jednak, rozsmakujemy się w historiach muzyków i ich twórczości, Małgorzata Komorowska przedstawia nam Muzykę - bliską, nieznajomą. Dlaczego jest nam bliska? Chyba dlatego, że "dopada" nas niemal w każdym miejscu i o każdej porze. W dużych salach widowiskowych i małych kawiarenkach, w szkołach, kościołach, urzędach, parkach, w czasie rodzinnych biesiad i ważnych uroczystości. Splata się z wieloma innymi dziedzinami wiedzy, sztuki i współczesnego życia.

Te niezaprzeczalne związki łączą muzykę z:
- literaturą i poezją,
- geografią,
- kulturą i historią każdego narodu,
- dziełami malarstwa i grafiki.

W książce znajdziemy na ten temat więcej informacji, jak również przykłady słynnych dzieł uczestniczące w relacjach między muzyką a innymi dziedzinami nauki.

Co by nie mówić i ile by nie pisać o muzyce, pozostanie to temat niewyczerpany. Muzyka nadal będzie kryła w sobie coś tajemniczego i nieznajomego. Bardziej wrażliwsi będą jej szukać, a wtedy drogowskazami wytyczającymi właściwy kierunek mogą być wymienione przeze mnie książki. Posługując się metaforą Małgorzaty Komorowskiej powiem, że "muzyka przypomina promień księżyca". Czasem świeci pięknym blaskiem czasem jest nieuchwytny, niby realny a nierealny jednocześnie. Ciepło tego promienia dosięgnie tylko tych najbardziej podatnych. Bo i muzykalność to wrażliwość szczególna i osobista. "To skarb własny, który pomnożony staje się skarbem całej ludzkości". Mogę powiedzieć, że na swojej drodze spotkałam właściwych ludzi - mądrych pedagogów, którzy spowodowali, iż blask tego promienia często tę drogę oświetlał. Oczywiście nie na tyle, by być w gronie mnożących ów "skarb", ale na tyle, by móc czerpać z niego jak najwięcej dla siebie. Dlatego nie przeraziłam się i nie protestowałam, kiedy to mnie, nauczycielce nauczania początkowego dyrektor zaproponował nauczanie sztuki. Wiedziałam, że podołam temu zadaniu bo "muzyka, taniec i śpiew" są mi bardzo bliskie.

Lektury, których treść zgłębiałam, wzbogaciły moją dotychczasową wiedzę muzyczną. Były przewodnikiem w wędrówce po muzycznych epokach, opowiadały o największych kompozytorach, dźwięczały różnorodnością instrumentów i podpowiadały, że MUZYKA JEST WSZĘDZIE.

LITERATURA

1. Dymara Bronisława: Dziecko w świecie muzyki.
2. Klonow Arkady: Tam, gdzie mieszka Muzyka.
3. Komorowska Małgorzata: Zaproszenie do muzyki.
 

Opracowanie: Małgorzata Sprycha

Wyświetleń: 1637


Uwaga! Wszystkie materiały opublikowane na stronach Profesor.pl są chronione prawem autorskim, publikowanie bez pisemnej zgody firmy Edgard zabronione.