Katalog

Lucjan Kowalczuk
Lekcja wychowawcza, Artykuły

Problemy z trudną młodzieżą.

- n +

Problemy z trudną młodzieżą
PROBLEMY Z TRUDNĄ MŁODZIEŻĄ


        Mówi się, że młodzież to fundament przyszłych pokoleń. Dlatego zawsze wiele się od niej wymaga. Dostrzega się wszelkie błędy młodych ludzi, poddaje się ich ciągłej krytyce, zaczynając od słów: "dzisiejsza młodzież...", a kończąc mało pochlebnymi stwierdzeniami. Często dodaje się przy tym: "Za moich czasów..." - wszyscy wiemy, co zazwyczaj dalej następuje. Będzie to pochwała minionych, wspaniałych czasów, ówczesnych ludzi, a zwłaszcza młodzieży, która była wzorem dobrego wychowania, szacunku dla starszych, wyczucia, ostoją dobrych obyczajów. Gdy słuchamy takich wynurzeń, wydaje się nam, że powinniśmy żałować, iż nie przyszło nam żyć w owych cudownych czasach. Tymczasem młody człowiek, w którego obecności czyni się podobne spostrzeżenia, czuje się obwiniany o zepsucie współczesnego świata. Sformułowanie: "dzisiejsza młodzież" odnosi się do niego, to przez niego świat zmierza do demoralizacji. Ów nawet zaczyna w to wierzyć. Rzadko jednak zdaje sobie sprawę, że przedstawiany obraz bezpowrotnie minionej rzeczywistości jest w dużej mierze wyidealizowany. Każdy, wracając pamięcią do dzieciństwa czy młodości, zachowuje w świadomości tylko to, co było przyjemne i dobre. Wszystko inne chowa w najciemniejszy zakątek pamięci, przed sobą zaś i innymi udaje, że tego nie było. Im jest starszy, tym mniej świadków prawdy, bez zahamowań więc roztacza przed swoimi dziećmi i wnukami topos dawnych czasów. Nie da się jednak ukryć, że tzw. "trudna młodzież" istniała, istnieje i zawsze będzie istnieć. Nikt nie staje się dorosły od razu, musi przejść przez okres dorastania, tym samym musi doświadczyć przesilenia, jakim jest młodzieńczy wiek. Trudno jest przejść przez niego bezboleśnie. Każdy chyba przeżywa wówczas jakieś mniejsze, czy większe trudności, konflikty, bunty. Rozważmy, jakiego są one rodzaju i z jakich przyczyn się rodzą.

"Trudna młodzież" - o kim mowa?

        Na początku należałoby się zastanowić, na czym polega problem - tzn. dlaczego pewną grupę młodzieży określa się mianem "trudnej". Oznacza to, że ktoś ma kłopoty z zachowaniami tych ludzi. Kłopoty może mieć rodzina, szkoła, ściślej: grono pedagogiczne, i inne instytucje społeczne. Trudny więc to ten, kto łamie zasady. Są to zasady przyjęte przez ogół społeczeństwa, więc człowiek jako istota społeczna musi ich przestrzegać. W tym świetle młodzież okazuje się tworem aspołecznym, ponieważ stwarza problemy społeczeństwu i nie chce się do niego dostosować. Po głębszym wniknięciu w problem stwierdzamy jednak, że to właśnie społeczeństwo ujawnia wobec młodzieży swój aspołeczny stosunek (brzmi to może nieco absurdalnie), ponieważ nie zadaje sobie większego trudu, by tę młodzież zrozumieć i zaakceptować taką, jaką stworzyła ją natura. Młodzież bowiem z natury jest buntownicza i przekorna. Dziecko w pewnym okresie rozstaje się ze swą naiwnością i zaczyna krytycznie patrzeć na świat; zaczyna dorastać. Weryfikuje wszystkie głoszone przez dorosłych idee, zauważa pewne niezgodności pomiędzy tymi ideami a rzeczywistym postępowaniem ich głosicieli, uświadamia sobie hipokryzję świata dorosłych, czuje się oszukiwany. Pojawia się wyostrzona wrażliwość na zło społeczne. Młodzi często widzą świat czarno-biało - to pozostało im chyba jeszcze z dzieciństwa. Jakaś zasada jest albo zła, albo dobra, słuszna, bądź niesłuszna, idea piękna lub nie, prawdziwa lub fałszywa. Młody człowiek wymaga wyraźnych granic we wszystkim; nazwiemy to "głodem absolutu". Obowiązujące normy lub oceny, mają być obowiązujące dla wszystkich, zawsze i wszędzie. Przedmiotem poszukiwań jest gotowa i konkretna recepta na życie. Taki człowiek nie chce dostosowywać się do społeczeństwa, którego funkcjonowanie budzi jego opory. Nie uznaje zasad konformizmu. Chce walczyć z tym, co mu nie odpowiada, jego marzeniem są pozytywne przemiany społeczno-moralne. Nie potrafi się pogodzić z istniejącym stanem rzeczy, więc buntuje się. Nie przyjmuje do wiadomości, że elementarny konformizm społeczny jest niezbędny do funkcjonowania danej grupy społecznej. Nie rozumie doświadczenia, które mówi: "mądry jest ten, kto umie dostosować się do świata, głupi, kto usiłuje dostosować świat do siebie". Każdy chyba młody człowiek wierzy, że może zmienić świat. Wtedy jeszcze nie wie, że podejmuje walkę z wiatrakami. Natomiast społeczeństwo nie uświadamia sobie tejże wiary młodych we własne siły i we własne zasady. Oskarża młodzież o zepsucie, bezmyślność, bunt dla samego buntu. Młodzież chce po prostu dokuczyć dorosłym, zademonstrować swoją młodość - tak się uważa.

Rozwój cywilizacji a "trudna młodzież"

        Na podobny stosunek do świata ma również wpływ rozwój cywilizacji. Jednostka odgrywa tu coraz mniejszą rolę, kontakty międzyludzkie ulegają zminimalizowaniu, człowiek nie ma możliwości rzeczywistego poznania systemów wartości i norm, których pojawia się coraz więcej, i które są bardzo różnorodne, a niekiedy nawet wykluczające się. Zakłamanie świata i propaganda powodują, że młody człowiek nie może swobodnie, bez nacisku dokonać wyboru. Oddziałują na niego różne siły i wpływy, co powoduje dezorientację. Świat pędzi naprzód, informacje napływają w zawrotnym tempie, w równie zawrotnych rozmiarach i młody człowiek wkraczający w życie nie wie, w którą stronę ma się zwrócić. Nadchodzi czas, gdy sam musi podejmować decyzje, sam musi ustalić sobie kanon wartości, skrystalizować poglądy. Okazuje się, że świat nie oferuje mu tyle, ile ze względu na rozwój cywilizacji mogłoby się wydawać, że ma do zaoferowania. Nie oferuje mu godnych zaufania autorytetów, bo ilość pozytywnych wzorców gwałtownie maleje. Młody człowiek staje się nieufny w stosunku do takiego świata. Rozwój cywilizacji staje się przyczyną jego osamotnienia. Jednostka staje się anonimowa, nikogo nie interesują jej poczynania - dopóki nie staną się szkodliwe. Każdy myśli tylko o swoim sukcesie, innych ludzi wykorzystuje się jako narzędzi pomocnych do osiągnięcia celu. Młody człowiek wychodzi spod skrzydeł rodziców i wyciąga rękę do świata, ale świat go odpycha. Postrzega go co najwyżej jako jeden z miliarda pionków na planszy gry o lepszy byt w cywilizowanym świecie. Inny człowiek to konkurencja, wróg. Młodego taki świat najpierw zadziwia, później budzi w nim głęboką niechęć. Człowiek potrzebuje prawdziwych ludzkich uczuć.
        Wszystko to niesie postęp cywilizacyjny. Rozwój cywilizacji dodatkowo potęguje więc bunt w postawie młodzieży i tak już z natury zbuntowanej. Poza tym każdy chce zajmować w społeczeństwie jakieś konkretne miejsce, świadomie czy podświadomie, chce być pożyteczny. W dzisiejszym świecie widoki na przyszłość są coraz mniej wyraźne. Ktoś rozpoczynający samodzielne, dorosłe życie, kto szuka dla siebie perspektyw i nie znajduje ich, zniechęcony odsuwa się od świata. Zawieszony w próżni zaczyna stwarzać problemy. Albo chce zwrócić na siebie uwagę zachowaniem nie do przyjęcia, albo zaczyna uważać, że świat powinien mu dać wszystko, czego potrzebuje, że powinien zapewnić mu komfortowe bytowanie. Nie mogąc działać, popada w bezczynność i staje się pasożytem społecznym. Z drugiej strony coraz więcej wymaga się dzisiaj od człowieka. Ktoś młody, zanim jeszcze zacznie żyć jako pełnoprawny członek społeczeństwa, już jest zakompleksiony z powodu narastających oczekiwań w stosunku do niego. W poprzednim systemie polityczno-społecznym, gdy ktoś skończył jakąkolwiek szkołę, umiał czytać i pisać, już był uważany za światłą i kompetentna osobę. Dziś, jeśli nie skończy studiów wyższych, nie zna kilku języków, nie obsługuje programów komputerowych, jest jednostką nieprzedstawiającą większej wartości społecznej. Jeszcze będąc dzieckiem trzeba dobrze wystartować i nie ma czasu na zastanawianie się nad porządkiem świata. Trzeba wciąż uważać, zabiegać o swoją dobrą pozycję, o to, by nie zostać w tyle.

        Taka to, dość stresująca atmosfera otacza dzisiejszą młodzież. Przy tym trzeba pamiętać, że młody człowiek jest wrażliwy i mało odporny na niepowodzenia oraz piętrzące się trudności. Widzimy więc, że ten, od którego wymaga się, by nie stwarzał problemów we współżyciu społecznym, znajduje się w bardzo niesprzyjającej sytuacji.
        Daje się już stwierdzić, że pewne przyczyny niedostosowania społecznego młodzieży leżą u źródeł biologiczno-psychologicznych. Winą można obarczyć naturę tego wieku. Jednak wydaje się, że decydującą rolę odgrywają tu czynniki zewnętrzne, które sprzęgając się z naturą młodzieńczą, wywołują spotęgowane skutki. Niektóre z zewnętrznych wpływów zostały już wyżej zasygnalizowane; były to uwarunkowania społeczne i cywilizacyjne. Czas jednak przyjrzeć się wpływom najbardziej bezpośrednim i mającym niewątpliwie decydujące znaczenie w kształtowaniu postawy młodego człowieka. Będą to wpływy najbliższego otoczenia, czyli rodziny i szkoły.

Oddziaływanie środowiska rodzinnego na młodego człowieka

        Atmosfera rodzinna otacza każdego najdłużej, o każdej porze dnia i nocy, niemal nieprzerwanie, co najmniej kilkanaście lat. Absurdalne byłoby więc stwierdzenie, że nie ma ona wpływu na kształtowanie psychiki każdego członka rodziny. Warto więc zastanowić się, jak wpływa rodzina na zachowania dziecka.
        Przede wszystkim rodzina wychowuje je. Mamy tu na myśli głównie działania rodziców. Istotne dla nas będzie, jakie można zaobserwować metody tego wychowania. Ze statystyk wynika, że najczęściej realizowane są dwa modele postępowania rodziców z dziećmi. Od razu zaznaczmy, że żaden z nich nie jest dobry. Pierwszy model to taka rodzina, w której dziecko nie ma nic do powiedzenia, gdy rodzice podejmują decyzje, rodzina, gdzie panuje atmosfera tresury. Dziecka nie ma tu prawa głosu, zniechęcone do mówienia, lub nawet zastraszone, samotnie boryka się ze swoimi problemami. Rodzice uważają, że dziecko należy "krótko trzymać", wówczas nie będzie sprawiało kłopotów i nauczy się szacunku dla starszych. To, co uważają za objawy szacunku, w rzeczywistości jest strachem. Takiej psychozy nie można znosić w nieskończoność, istnieje pewna granica; spiętrzony gniew i bunt znajdą swe ujście. Syn, tudzież córka, diametralnie zmieni swoją postawę, ku rozpaczy rodziców stanie się uosobieniem wszystkiego co najgorsze. Znajdzie również inne wyjścia z sytuacji, np. ucieczkę - nawet w samobójstwo. Naiwny będzie ten kto zapyta, co stało się z tym idealnym z dzieckiem z porządnej rodziny. Każdy skutek ma swoją przyczynę. Z takich autorytatywnych rodzin wywodzi się cała rzesza "trudnej młodzieży".
        Drugi model wychowania zakłada, że dziecko zawsze ma rację. W takiej rodzinie realizuje się ideę tzw. "bezstresowego wychowania" - na wszystko pozwala się swoim pociechom. Rodzice tracą autorytet, zaczynają być traktowani jak służba, mają obowiązek zaspokajania wszystkich zachcianek pana i władcy: dziecka. Rodzice nie uświadamiają mu, że sami także mają swoje potrzeby, że pewne rzeczy są dla nich nie do przyjęcia, że posiadają określone wymagania i należy się im tolerancja dla tych wymagań. Wychowują samolubne dziecko, zapatrzone w siebie, niedostrzegające poza sobą innych ludzi. Rodzice więc krzywdzą sami siebie, przyjmując taki model wychowania. Często nie zdają sobie sprawy, że wyrządzają również wielką krzywdę dziecku. Jak wpływa na dziecko takie postępowanie? Nadchodzi czas, że musi ono kontaktować się z otoczeniem z zewnątrz, z innymi ludźmi, którzy niekoniecznie będą tolerować jego sposób bycia. Dziecko zaczyna uczęszczać do przedszkola, potem do szkoły. W dalszym ciągu uważa, że cały świat powinien się kręcić wokół niego. Nie rozumie, dlaczego jest inaczej i gwałtownie reaguje na nowy stan rzeczy. Ów osobnik jest najczęściej nielubiany, odsuwany od wszelkiego rodzaju zabaw i innych interakcji wymagających współpracy, gdyż współpracować nie potrafi. Często stresy i niepowodzenia związane z kontaktami społecznymi odreagowuje na swojej rodzinie, dla wszystkich staje się przykry we współżyciu. Jest więc "trudny". Poza tym rodzice często popełniają tu błąd elementarny - są niekonsekwentni. W niektórych sytuacjach próbują stanowczo sprzeciwić się swojemu dziecku, w innych dają spokój. Wybierają, kiedy mają postawić na swoim, a kiedy ulec, działają "w kratkę". Niekonsekwencja bardzo szybko prowadzi do destrukcji, do rozstroju psychicznego dziecka.
        Skoro żadna z metod wychowania nie jest dobra, jak należy postępować? Thomas Gordon proponuje w swej książce tzw. "wychowanie bez porażek" i wydaje się, że jest to interesująca propozycja. Według Gordona, w rodzinie, czy w ogóle w jakiejkolwiek wspólnocie międzyludzkiej, nikt nie może się czuć przegrany. Zwycięzcą konfliktu powinien być każdy z jego uczestników. Gdy dochodzi do rozbieżności poglądów w danej sprawie, strony zwaśnione szczerze i spokojnie opowiadają o swoich potrzebach i związanych z nimi odczuciach. Następnie wspólnie próbują znaleźć takie rozwiązanie, które usatysfakcjonuje każdego. Nie należy mylić tej metody z kompromisem. W rozwiązywaniu konfliktów metodą kompromisu zawsze zostaje coś, co nie do końca odpowiada przynajmniej jednemu z uczestników sporu. W "wychowaniu bez porażek" sprawa powinna być doprowadzona do końca. Szuka się rozwiązania aż do skutku. Sama świadomość, że zostało się dopuszczonym do poszukiwania daje satysfakcję, w dziecku zostaje wzbudzone zaufanie do dorosłych i chętniej przyjmuje ono ostateczne wyjście. Można się zastanawiać, na czym polega fenomen tej metody. Chodzi o to, że dziecko, czy młody człowiek, zostaje potraktowany poważnie, jest równoprawnym partnerem w dyskusji, ktoś się liczy z jego opinią. Jednocześnie poznaje potrzeby swoich rodziców, uczy się je dostrzegać i szanować. Konflikt sam w sobie nie jest więc zły. Rozwiązywanie go właściwymi metodami niesie korzyści - z takiego konfliktu wyrasta człowiek.
        Model gordonowski nakłania do wzajemnego zrozumienia, zrozumienie zaś to podstawa w postępowaniu z młodzieżą. Trzeba zrozumieć jej problemy, które dla dorosłych mogą wydawać się błahe, dla młodego człowieka natomiast są bardzo ważne. Rodzic musi pojąć, że jego dziecko ma swoją osobowość, charakter, swój pogląd na świat. Rodzic nie może przypisywać dziecku własnych cech, mierzyć go swoją miarą. Dziecko nie jest lustrzanym odbiciem rodziców, ani nie jest ich własnością. Rodzice wydają go na świat, by go światu ofiarować, a nie zatrzymać tylko dla siebie. Wychowując je, muszą się także i tym kierować. Powinni pozwolić, aby dążył do wybranych przez siebie celów, powinni mu pozwalać na dokonywanie samodzielnych wyborów.

Wpływ szkoły na postawę młodzieży
        Nauczyciele często odwołują się do wychowania swoich uczniów przez rodziców. Brak kultury w postawach uczniów tłumaczą wpływem rodziny. Trudno się z nimi nie zgodzić. Trzeba też jednak zauważyć, że sami nauczyciele wnoszą w proces wychowywania bardzo wiele. Przeciętnie każdy z nas uczy się co najmniej dwanaście lat. Jest to dwanaście lat kontaktu ze sporym gronem pedagogicznym, gdzie każdy członek grona może stosować odmienne metody wychowawcze, nierzadko złe. Opierają się one głównie na autorytatywności, przez co szkoła często jest przyrównywana do instytucji wojskowej. Wychowanie ma charakter adaptacyjny: idealny uczeń to uczeń, który się nie odzywa i przytakuje.
        Kolejna wada systemu szkolnego, na którą należy w tym miejscu zwrócić uwagę, to masowość nauczania. W tłumie uczniów nie dostrzega się jednostki. Osobowości uczniów ulegają zgeneralizowaniu. Nikt nie lubi być ignorowany, niesłuchany, niezauważany. Wciśnięty w jeden worek z całą masą innych jednostek, do których niekoniecznie musi być podobny, uczeń buntuje się. "Tresowanie" go, niedopuszczanie do słowa, pobudza jego agresję. Człowiek na tym etapie życia powinien się rozwijać, bogacić, tymczasem wszelka jego aktywność zostaje stłumiona przez błędny system szkolny i nieumiejętne wychowywanie przez nauczycieli. Nauczyciele bowiem często zapominają, że ucząc, wychowują, a może nawet przede wszystkim wychowują. Wychowują natomiast nie przez to, co mówią, ale przez to, co robią - wychowują swoją postawą. Uczniowie są bardzo dobrymi obserwatorami. Dostrzegają więcej, niż by się mogło dorosłym wydawać. Hipokryzja dorosłych silnie oddziałuje na młodych, wywołuje sprzeciw, niezgodę, bunt.
        Szkoła więc pobudza do buntu przez to, co robi, lecz wprowadza również wiele złego przez to, czego nie robi. Mianowicie nie interesuje się swoimi uczniami jako ludźmi; uczniowie to numery w dzienniku, jednostki, które powinny się uczyć, zdobywać dobre stopnie i nie stwarzać problemów. Taki człowiek ma spełniać w klasie swoją rolę ucznia, reszta powinna zostać na zewnątrz i nie przeszkadzać. Niech inni martwią się o problemy ze szkołą nie związane. Tymczasem szkoła powinna być dla ucznia przyjazna. Okres, który się w niej spędza, to, jak już było wspomniane czas, kiedy najintensywniej kształtuje się osobowość człowieka, krystalizują się jego poglądy, kanon wartości. Szkoła, chcąc, nie chcąc, ma w tym duży udział i dobrze byłoby, gdyby ten udział zaznaczył się pozytywnymi skutkami. W innym wypadku szkoła będzie instytucją produkującą "trudną młodzież".

        Jaki morał możemy wyciągnąć z powyższych rozważań? Czy "trudna młodzież" musi istnieć? Otóż refleksja końcowa nasuwa się następująca: ze względu na biologiczno-psychologiczne uwarunkowania - musi. Gdyby jednak środowisko nie zaostrzało tego stanu, sam epitet "trudna", byłby wówczas za mocny. Gdyby otoczenie zadziałało w drugą stronę, tzn. gdyby pomogło młodemu człowiekowi w pokonywaniu typowych trudności związanych z okresem dorastania, skutki biologiczno-psychologicznego podłoża problemów zostałyby złagodzone i mniej odczuwalne, tak dla niego samego, jak i dla otoczenia. Bądźmy więc bardziej otwarci na naszą młodzież.



Wyświetleń: 3105


Uwaga! Wszystkie materiały opublikowane na stronach Profesor.pl są chronione prawem autorskim, publikowanie bez pisemnej zgody firmy Edgard zabronione.