Katalog

Renata Ropelewska
Uroczystości, Scenariusze

Scenariusz akademii z okazji Dania Patrona

- n +

Scenariusz akademii z okazji Dnia Patrona

Na scenę energicznie wkraczają dwaj uczniowie w strojach galowych - Dominik i Marcin.

Dominik: Szklony teatrzyk "Czerwony kleks" ma zaszczyt przedstawić spektakl pod tytułem...

Marcin: "Doba z życia gimnazjalisty"

(przez scenę maszeruje uczennica z napisem "Doba z życia gimnazjalisty", obaj chłopcy siadają w ławce, na stoliku pojawia się napis: Lekcja języka polskiego, wchodzi nauczycielka)

Nauczycielka: Moi drodzy, w związku z obchodami Dnia Patrona organizowany jest konkurs pod hasłem: "Maria Konopnicka- pisarka, poetka, patronka". Każdą klasę reprezentować będzie jedna osoba. Kto z was chciałby podjąć się tego zaszczytnego obowiązku?

(cisza, uczniowie spuszczają głowy) No, nie bądźcie tacy skromni, każdy z was doskonale poradzi sobie z tym zadaniem i z pewnością zajmie pierwsze miejsce. (cisza) Myślę, Marcinie, że ty byś doskonale reprezentował klasę. Co ty na to?

Marcin (ponuro): Bardzo chętnie, proszę pani, czuję się zaszczycony.

Nauczycielka: Wbrew pozorom nie ma już tak dużo czasu. Popracuj dzisiaj w czytelni i jutro sprawdzę, czego się nauczyłeś. (dzwonek) Do widzenia.
Uczniowie: Do widzenia. (pakują tornistry)

Dominik: Wiesz, Marcin, mam super grę, może pójdziemy do mnie i pogramy?

Marcin: Nie słyszałeś, muszę iść do czytelni i się uczyć.

Dominik: O, faktycznie. Współczuję ci. Taka piękna pogoda. W takim razie: "cześć"

Marcin (ponuro): Cześć. (siada przy stoliku, na ktorym pojawia się napis: Czytelnia)

Bibliotekarka (wnosząc stos książek): Proszę, wybrałam kilka pozycji...

Marcin: Dziękuję bardzo. (po chwili, jęcząc) Kiedy ja to przeczytam? (bierze pierwszą książkę, czyta "Działo się w Suwałkach dnia 23 września 1842 roku o godzinie jedenastej przed południem. Stawił się wielmożny Józef Wasiłowski, obrońca Prokuratorii Jeneralnej i patron Trybunału Cywilnego guberni augustowskiej, lat dwadzieścia dziewięć liczący, w Suwałkach zamieszkały i okazał nam dziecię płci żeńskiej urodzone w Suwałkach dnia 23 maja roku bieżącego o godzinie siódmej z rana z jego małżonki w-ej Scholastyki z Turskich lat liczącej dwadzieścia jeden. Dziecięciu temu na chrzcie nadane zostały imiona Maria Stanisława." *

Ależ to trudnym językiem napisane! Nie, teraz nie dam rady przez to przebrnąć. Jestem zbyt zmęczony! Wypożyczę kilka książek i poczytam w domu. (pakuje kilka książek do plecaka, w tym czasie na scenę wnoszone jest łóżko, na ławce ustawiany ekran komputera, zegar itd. Stolik zostaje przykryty obrusem; Marcin rzuca plecak w kąt, przeciąga się i siada przed komputerem; na zegarze 17,00).

Marcin: Pogram 5 minutek, w końcu coś mi się od życia należy.

(Marcin gra, podkład muzyczny i odgłosy gry, na zegarze przesuwane są wskazówki - 18,00; 19,00; rozlega się głos mamy- "Marcin kolacja", 20,00; 21,00 - głos mamy: "Marcin, szykuj się do spania", 22,00)

Marcin: Co? Już dziesiąta! Ale super ta gra! O nie, na śmierć zapomniałem - konkurs o Marii Konopnickiej! I co ja teraz zrobię (ziewa). Spać się mi chce. Nie przeczytam w tym stanie nawet strony. (rozgląda się, szuka plecaka, znajduje) Wiem, co zrobię. Włożę pod poduszkę jedną z tych okropnych książek (wkłada książkę i kładzie się do łóżka, po chwili wstaje i wkłada jeszcze jedną książkę) No proszę, jaki jestem sprytny. Ja sobie śpię, a wiedza sama wchodzi mi do głowy (kładzie się, zapada zmrok - opuszczenie żaluzji w sali gimnastycznej; Marcin mamrocze przez sen: Maria Konopnicka urodziła się w Suwałkach. Pisała dla dzieci. Zasłynęła jako autorka utworów o ojczyźnie. Nazywana jest poetką wsi polskiej. (jęczy i wzdycha)

Zapala się reflektor, na zegarze 24,00 pojawia się ubrana na biało Maria Konopnicka, siada na krześle koło łóżka, dotyka ramienia Marcina, chłopiec otwiera oczy i przerażony chowa się pod kołdrę.

Marcin (spod kołdry) Kim pani jest?

Maria Konopnicka: Naprawdę nie poznajesz mnie?

W ciągu ostatnich lat w twojej szkole bardzo dużo mówiło się o mnie. Zawsze chętnie przyjeżdżałam do Ciechanowa, a teraz, gdy Gimnazjum nr 3 nosi moje imię jest mi szczególnie miło odwiedzać to miejsce.

Marcin: Hm, czuję się zaszczycony, że Pani mnie wybrała: Zostałem wytypowany do konkursu i właściwie.......... powinienem wczoraj..... jak by tu powiedzieć .......

M.K. Wiem, jak to jest, nie musisz mi tłumaczyć. W końcu wychowałam sześcioro dzieci. O co chciałbyś mnie zapytać?

Marcin: Z jakiej rodziny pani pochodzi?

M.K. Pewnie teraz już nie wymienia się swoich dziadków i pradziadków, ale za moich czasów było to bardzo ważne. Otóż "ród matki mojej i ojca mego jest ziemiański i przeważnie dotychczas trzyma się roli. Ród mój ojczysty, Wasiłowskich z dawna osiadły był nad Bugiem. Ostatnio mieli tam dziadowie moi wieś Rynek a oprócz tego, że dzieci była gromadka dzierżawili Rzyśnik, Gwizdały i inne ziemie dóbr Zamoyskich. Córki powychodziły za ziemian".*

M. Co było najsmutniejsze w pani dzieciństwie?

M.K. Śmierć matki. Niestety, nie mam nawet jej portretu.

M. Kto zajął się pani wychowaniem po jej śmierci?

M.K. Ojciec. "Więcej niż bajki zajmowała mnie prawda. Tę prawdę wcześnie dał dzieciom poznać ojciec mój, który nam szarą godziną opowiadał o Polsce naszej o jej zwycięstwach i klęskach" Nie było przecież wtedy telewizji, radia. *

M.Rozumiem, że na tym edukacja pani się nie zakończyła?

M.K. Jak przystało pannie z dobrego domu dalsza nauka odbywała się na pensji u sióstr sakramentek.

M. Czy nauka i rozkład zajęć przypominały dzisiejszą szkołę?

M.K.Było zupełnie inaczej.

"O siódmej z rana służące przebiegały sypialnie z głośnym wołaniem i w zimie z głośnym zapalaniem lamp u sufitu wiszących budząc nas ze snu. O ósmej ubrane zbiegałyśmy się na odgłos dzwonka do dużej kaplicy, gdzie jedna z nauczycielek odmawiała głośne niedługie pacierze, któreśmy za nią powtarzały. Drugi dzwonek i śniadanie, trzeci dzwonek o dziewiątej - lekcje trwające do pierwszej, o której znowu w refektarzu obiad, dwie godziny rekreacji, dwie znów lekcji, podwieczorek ,uczenie się lekcji jutrzejszych, wieczerza, zabawa, o dziesiątej dzwonek do sypialni wzywający, tam znów pacierze, o jedenastej gaszono wszystkie światła".

Uczono nas języka francuskiego, niemieckiego, historii powszechnej, literatury polskiej, geografii, arytmetyki, muzyki, rysunków i tańca. O jakichkolwiek naukach przyrodniczych mowy nie było. *

M. Czytałem wczoraj, że na pensji poznała Pani koleżankę Elizę Pawłowską, późniejszą pisarkę Elizę Orzeszkową.

M.K. Tak, nasza znajomość przemieniła się w dozgonną przyjaźń. Systematycznie ze sobą korespondowałyśmy.

M. O czym pisały panie do siebie?

M.K. Zwierzałyśmy się sobie ze spraw drobnych i wielkich, domowych, rodzinnych ,z planów twórczych.

(Listy Marii Konopnickiej do Elizy Orzeszkowej i E. Orzeszkowej do M. Konopnickiej wygłaszają uczennice w strojach i fryzurach stylizowanych na XIX-wieczne)

Maj 1879 ".. wyznać ci muszę Elizo rzecz jednę, która mnie smuci i niepokoi; oto w miarę, jak staram się rozszerzyć zakres moich wiadomości, czuję, że coraz mi trudniej wziąć pióro do ręki dla skreślenia jednej z tych piosenek, które dawniej były jakby oddechem mej duszy. {....} Poradź mi Elizo, czym ożywić się mam, czym pokrzepić" *

"Droga Elizo. Tygodnikowi Ilustrowanemu praca moja, o której Ci pisałam, wydała się zbyt liberalna, musieliby, jak mówią, nowe wywieszać sztandary. Ściśnięta w szpaltach dziennika nie zróciłaby tak uwagi, ale w oddzielnej książce byłaby niezawodnie przedmiotem uwag, za które tygodnik nie czuje się na siłach być odpowiedzialnym przed zastępem swych czytelników. Proponowane poprawki i skrócenia odrzuciłam. Sądzę, że pomysł jest zły lub dobry, ale nigdy nie powinien być łataniną. Stało się tak, jak jest. Przejrzyj i zawiadom mnie o ile możesz najrychlej, czy zechcesz to drukować i kiedy." *

Orzeszkowa do Konopnickiej:

"Przyjaciółka moja panna Kościałkowska, której nowele spotykałaś może w pismach i której studium o Bret Harcie wkrótce drukować ma Niwa, chce takież studium napisać o Twoich poezjach, że jednak nie mamy ani części z tych nawet, które znamy a wielu zapewne nie znamy, czy nie mogłabyś przysłać nam utworów swoich bądź drukowanych, bądź w rękopismach. Że studium napisanym będzie dobrze, przede wszystkim ze zrozumieniem Ciebie, ręczyć prawie mogę...." *

M.K. Tak, Eliza była prawdziwą wierną przyjaciółką.

M. Czy będzie to bardzo niedyskretne, gdy zapytam, jak wyglądało pani życie rodzinne.

M.K. Oczywiście, że nie. Biografowie i tak dotarli do najbardziej sekretnych moich szczegółów życia. Mój mąż okazał się człowiekiem niezaradnym, uwikłanym w liczne procesy. Nie potrafił mnie zrozumieć i w niczym pomóc. Przeniosłam się więc do Warszawy z sześciorgiem dzieci. Byłam zdana sama na siebie.

M. Jak Pani sobie radziła, przecież były to trudne czasy dla kobiet, szczególnie samotnych.

M.K. Byłam nauczycielką w bogatych domach, zaczęłam też pisać. Właśnie debiut był jednym z najważniejszych wydarzeń w moim życiu. Miałam wtedy 34 lata.

M: Gdzie Pani zadebiutowała i jakim utworem?

MK: Zadebiutowałam na łamach Tygodnika Ilustrowanego wierszem "W górach"

(recytuje jedna z uczennic, o których mowa w nawiasie wyżej)

Co dzień zza tego wzgórza słońce rankiem świta,
Nic się nie zmienia.
Wiem, gdzie rosną dziewanny, a gdzie niezabudki
W przydrożnym rowie;
Wiem, gdzie szary słowiczek zwił domek malutki
W naszej dąbrowie
Wiem, gdzie ojciec łan orze, gdzie matka wybiela
Cieniuteńkie płótna;
Wiem, jak w święto wieczorem grzmi wiejska kapela
Jak fletnia smutna...
Lasek, cmentarz, kościołek, starego plebana
Znam już z pamięci...
Tęskno mi! Hej pociąga dal sina, nieznana,
Wabi i nęci.*

Muszę powiedzieć, że pierwsza recenzja Sienkiewicza wprawiła mnie w osłupienie i szczęście graniczące z przerażeniem. Czytałam ją z bijącym sercem i łzami.

Uczeń ucharakteryzowany na H. Sienkiewicza: "Co za śliczny wiersz w nrze 29 " Tygodnika "zatytułowany: W górach! Zacząłem go czytać z lekceważeniem, jak wszystkie takie ulotne poezyjki, a skończyłem zachwycony (...) ma własną dziwną nutę, w której słychać szmer świerków górskich, kosodrzewu i odgłosy ligawek pastuszych".*

M.K. Bardzo pochlebnie ocenił moją twórczość sam Kraszewski.

Uczeń: 7 sierpnia 1881 r. "talent przepotężny pracą a trudem spotęgowany opierający się na mistrzostwie słowa". "Romans wiosenny" zaś jest "perłą najśliczniejszą".*

M. Co było dalej?

M.K. Wkrótce zostałam redaktorką pisma "Świt" i oczywiście pisałam nadal.

M. Skąd Pani czerpała pomysły do swoich utworów?

M.K. Z obserwacji życia ludzi, ich trosk, smutków i z rozmów.

(W tym miejscu należy przedstawić inscenizacje fragmentów nowel Konopnickiej - "Nasza szkapa", "Dym", itp.)

M. Czy lubiła pani podróże?

M.K. Tak, bardzo. Zwiedziłam Włochy, Austrię, Czechy, Szwajcarię, Niemcy ,Francję.

(słuchać dźwięki "Roty")

M. Co to za utwór?

M.K. Posłuchajmy.

("Rota" w wykonaniu szkolnego chóru)

M.K. We Wrześni w kwietniu 1901 r. wydano zarządzenie o nauczaniu religii w języku niemieckim. Rodzice jednak nie zakupili niemieckich katechizmów i zakazali dzieciom odpowiadać w języku niemieckim. Nauczyciele ukarali dzieci chłostą. Interwencja rodziców spowodowała represje wobec nich. 24 osoby skazano sądownie na kary więzienia od kilku do kilkudziesięciu miesięcy. Dzieci pomimo szykan i procesu podjęły strajk szkolny, który rząd pruski złamał brutalnie. Drobny epizod długiej bezlitosnej walki "małe wołania małych męczenników z Wrześni wzruszyły cały świat" napisał do mnie Begey, turyński adwokat znany ze swej przyjaźni do Polski. Nie mogłam więc i ja milczeć.*

M. To bardzo smutne i tragiczne wydarzenia. Chciałbym teraz zapytać, czy w Pani życiu wydarzyło się cos zabawnego?

M.K. O tak, wiele rzeczy, ale opowiem o jednym.

Było to bodajże w 13 czerwca 1904 roku. O godzinie 7 i pół rano ktoś zakołatał do drzwi. Zerwałam się, bo służącej nie było i boso, w szlafroku lecę otwierać myśląc, że ktoś zachorował. Patrzę, a tu stoi w drzwiach gospodarz z Dobieszyna. "Niech będzie pochwalony! Przyszedłem też przy tej świętej niedzieli pogadać o polityce z wielmożną panią, bo choć ja chłop mały i nie czytam, bo nie umiem, to tu przyszedłem pogadać". No wzięłam pantofle i tak nie umyta, nie ubrana, na czczo siedziałam do jedenastej a on rozprawiał i pytał. No, tak było trzeba. Głos ludu zawsze bardzo mnie obchodził.*

Recytacja wiersza "Świecą gwiazdy" przez jedną z uczennic - j.w.

M.K.Uczyłam dzieci wiejskie i płaciłam za ich naukę w mieście. To był wtedy obowiązek numer jeden.

M. Czy za swoją pracę została pani jakoś wynagrodzona?

M.K. Naród docenił moja pracę oraz wysiłek i ofiarował dworek z ogrodem w Żarnowcu koło Krosna. Było to z okazji 25-lecia mojej pracy pisarskiej.

Ale największą nagrodą jest dla mnie fakt, że młodzież XXI wieku zna moje utwory i uczy się moich wierszy na pamięć.

(wiersz M. Konopnickiej "Credo" recytuje Dominik)

M.K. Muszę już wracać, chłopcze. Do zobaczenia za rok.

Marcin: Do zobaczenia. (dźwięk budzika) O! Już 7.00.

Muszę się spieszyć, żeby zdążyć do szkoły. (powrót do wystroju klasy)

Nauczycielka: Marcinie, gratuluję ci, zająłeś I miejsce w konkursie o naszej patronce Marii Konopnickiej. Jak ty to robisz, że zawsze jesteś tak świetnie przygotowany?

Marcin: Staram się, proszę pani (puszcza oko do widowni).

* Wykorzystano:
Maria Szypowska "Konopnicka jakiej nie znamy", Szczecin 1985
"Korepetytor" nr 6, s.7, 8
 

Opracowanie: Renata Ropelewska, nauczycielka Gimnazjum nr 3 im. M. Konopnickiej w Ciechanowie

Wyświetleń: 4364


Uwaga! Wszystkie materiały opublikowane na stronach Profesor.pl są chronione prawem autorskim, publikowanie bez pisemnej zgody firmy Edgard zabronione.